Coraz więcej miast w Europie próbuje spowolnić napływ tłumów turystów. Liczbę turystów podróżujących po świecie szacuje się na 1 mld, a do 2030 roku ma się ona podwoić.
Popularne miasta coraz bardziej stają się niezdatne do życia; znikają piekarze, handlarze rybami i warzywniakami, a ich miejsce zajmują sklepy z Nutellą, z pamiątkami, z tanimi bibelotami i restauracje typu fast food.
Część miast próbuje z tym walczyć, jednak eksperci są pesymistyczni i twierdzą, że nie przyniesie to skutku. Mieszkańcy i władze Wenecji, jednego z najpopularniejszych miast we Włoszech, od lat narzekają na jednodniowych turystów, zwłaszcza przypływających wielkimi statkami.
Oprócz tłoku generuje to także koszty, gdyż przybysze przywożą własne jedzenie i napoje i co najwyżej piją kawę lub kupują butelkę wody, ale korzystają z toalet i produkują tony śmieci.
Już od najbliższej wiosny miasto wprowadzi opłaty 5 euro od jednodniowych turystów, na razie podczas części weekendów – w okresie wzmożonego ruchu od kwietnia do połowy lipca, w sumie 29 dni.
Nie będą one obwiązywały osób, które mają zarezerwowane hotele. Z masową turystyką walczą także inne miasta. Ateny ustaliły limit dziennej liczby osób wpuszczanych na Akropol, muzeum Luwr w stolicy Francji podniosło ceny o 30%, a Barcelona wprowadziła limit grup turystów, które mogą przebywać w popularnych częściach stolicy Katalonii.
Tekst ukazał się w segmencie Postępy Postępu w numerze 05-06 (2024) „Najwyższego Czasu!”, który można nabyć TUTAJ.