Nawet nie dlatego, że osobiście objąłem redagowanie kącika szachowego, tylko po prostu z ciekawości zajrzałem na niektóre strony poświęcone szachom – i natknąłem się na bardzo interesującą (choć wcale nie taką świeżą) informację. Otóż teoretycy szachów zajmują się ostatnio wykorzystaniem komputerów do przebadania pozycyj, których mózg ludzki nie jest w stanie rozgryźć. To nie są pozycje specjalnie skomplikowane – często kilka figur na pustej szachownicy – tylko… potwornie wiele możliwości ruchów. I oto okazuje się, że jest wiele pozycyj bez (co interesuje tylko szachistów) żadnego pionka, w których można dać mata – ale zajmuje to 200, 300 – rekord to 580 ruchów. Przy czym autorzy programu podejrzewają, że mogą być jeszcze dłuższe końcówki – potrzebują tylko komputera mającego 20 gigabajtów RAM-u – i z 50 terabajtów pamięci, by pozapisywać te wszystkie warianty. Można pokiwać główkami nad zacofanymi działaczami FIDE, którzy postanowili, że jeśli nie zostaje zabita żadna figura lub nieruszony jest pionek – to po 50 ruchach uważa się partię za nierozstrzygniętą…
To nieuczciwość! Ja genialnym manewrem ustawiłem zwycięską pozycję – a FIDE przyznaje mi tylko remis, bo potrzebuję do wygranej 300 posunięć… Ale przecież nie dlatego o tym piszę. Istotne jest co innego. To, że komputer obliczy te możliwości z absolutną pewnością – bo zapisuje po prostu wszystkie możliwe kombinacje – więc jesteśmy pewni, że nie istnieje krótsza droga do sukcesu. Jednakże – i o to tu chodzi – zrozumienie, dlaczego konieczne jest wykonanie takich, a nie innych ruchów, przekracza możliwości ludzkiego umysłu.
Dlaczego komputer – głupie bydlę skądinąd – daje sobie radę z tym zadaniem, a człowiek nie? A z drugiej strony ludzie potrafią dawać sobie radę z zadaniami, którym nie mogą podołać najsilniejsze komputery?
Ano dlatego, że ludzie kierują się racjonalnością. Jeśli robię coś w życiu, to po coś. Tak przynajmniej tłumaczę, jeśli mnie o to pytają. Człowiek zawsze musi mieć racjonalne wyjaśnienie. Nawet (pisałem już w „NCz!” o eksperymentach ze zjawiskiem posthipnotycznym) jeśli człowiek coś robi tylko dlatego, że został „nakręcony” przez hipnotyzera – to i tak wynajduje jakieś „racjonalne” wyjaśnienie. Po prostu nie potrafimy inaczej.
Tak więc i w szachach wykonuje ruchy, by „zwiększyć liczbę pól, nad którymi panuję”, „zabezpieczyć Króla”, „uniknąć zdwojenia pionków” itp. Są to takie heurystyki, które pomagają nam opanować nieskończoną (czy niemal nieskończoną) liczbę możliwości. Komputer wykonuje te ruchy – ale komputer pracujący w takim programie, o jakim mówię, nie kierują się żadną heurystyką: po prostu liczy wszystkie możliwości. W wyniku czego najprostsze dla nas sprawy zajmują mu tryliony obliczeń – i wpada na kombinacje, na jakie byśmy nigdy nie wpadli, bo wydają się nam idiotyczne, paradoksalne. Nie ma sensu pytać komputera: „Po co wykonujesz 237 ruch?” w tej 580-ruchowej końcówce. Dla tego programu takie pytanie jest bez sensu. On go wykonuje, bo akurat jest potrzebny, by dojść do celu. Żadnego innego uzasadnienia komputer nie zna – i znać nie potrzebuje.
A teraz wyobraźmy sobie, że mocarstwa światowe, by zwiększyć swoje możliwości, zaangażują programy komputerowe, które będą podejmować za nas jakieś decyzje, by osiągnąć cel – na przykład pokonanie przeciwnika. W miarę jak te programy staną się coraz szybsze, większe i doskonalsze, zaczną obejmować całokształt naszego życia – i zaczniemy im ufać. I oto nadchodzi jakaś konfrontacja z innym mocarstwem – i komputer nam oświadcza, że mamy poćwiartować na kawałki Miss Poloniae na oczach telewidzów! Nie tłumaczy nam dlaczego. Po prostu oświadcza, że jeśli ją poćwiartujemy – to zwyciężymy. A jeśli nie poćwiartujemy – to przegramy… Dlaczego tak jest? Może i moglibyśmy tego dociec; może jej poćwiartowanie spowoduje, że ktoś oglądający to dostanie zawału, wypuści kieliszek, ten poleje sierść psa pod stołem, w wyniku czego ten pies nie zapłodni jakieś suki, która nie powije szczeniąt – i to szczenię nie ugryzie w nogę uczonego, który już-już, a wpadłby na pomysł konstrukcji nowej broni… Ten łańcuch przyczynowo-skutkowy może liczyć miliardy zdarzeń – i my po prostu nie będziemy w stanie ich wyłapać z tego terabitowego magazynu informacji. Przynajmniej nie w ciągu jednego krótkiego ludzkiego życia.
A tu trzeba w ciągu godziny pokrajać tę Miss Poloniae – albo nie. Myślę, że na początku do tego nie dojdzie – bo mamy spore hamulce moralne. Jednak po ćwierćwieczu współżycia z tymi komputerami, gdy dorośnie pokolenie nauczone, że „komputer zawsze ma rację”, odpowiedź nie będzie już taka prosta.
Co więcej – jest możliwe, że przekażemy robotom wykonywanie poleceń komputerów. I nawet nie będziemy wiedzieli, czy to, że roboty pokroiły żywcem tę Misskę w telewizji, to jakaś awaria – czy rozkaz wysłany przez Centralny Komputer, który chce nas oto zbawić. Wygląda to na całkiem prawdopodobny wariant kresu naszej cywilizacji. W ogóle przestanie być „ludzką” cywilizacją. Znajdą się „racjonaliści”, którzy wytłumaczą sobie i innym, że przecież decyzje komputerów są „racjonalne”. To tylko nasza bezsensowna, przestarzała etyka mogłaby powstrzymać nas przed takimi zbawiennymi działaniami!
Do czego oczywiście nie należy dopuścić…A przecież w rzeczywistości działania komputera – o czym pisałem wyżej – właśnie „racjonalne” nie są. Owszem, są racjonalne przy założeniu, że wskazane cele są konieczne do osiągnięcia. Ale przecież dla ludzi nie ma celów, które są nie do zastąpienia. I nawet, dzięki podświadomości, nie wiemy, jakie te cele naprawdę są. I to właśnie jest ludzkie.
(źródło: nczas.com; NCZ! 10/2012)