Warto w tym kontekście przypomnieć sobie dzieje sprawy Katynia. Gen. Władysław Sikorski, zanim zdążył cokolwiek zrobić w tej sprawie spadł do morza. Kolejni emigracyjni premierzy sprawy w zasadzie nie podejmowali, a mimo to władze sowieckie wykorzystały ją do zerwania stosunków dyplomatycznych. Ostatecznie sprawa ta została wyjaśniona i udokumentowana dopiero gdy reżim, który za nią odpowiadał dawno zniknął z powierzchni ziemi.
Dlaczego tak się stało? Bo niestety polskie państwo było za słabe. Obecnie nadal jest przerażająco słabe i ciągle się zwija zamiast rozwijać (spadek populacji, rosnące zadłużenie, kompletny rozkład armii itd.). Swój udział w tym zwijaniu niestety ma także Jarosław Kaczyńskie, którego mimo komfortu współwładzy z bratem bliźniakiem nie stać było na próbę uzyskania prawdziwej niepodległości zarówno na poziomie politycznym (wyjście z UE) jak i gospodarczym (odejście od socjalizmu).
Obawiam się więc, że jeśliby Kaczyński rzeczywiście wygrał kolejne wybory, to… nagle zacząłby robić w sprawie katastrofy smoleńskiej to samo co Tusk, czyli zamiatać sprawę pod dywan, żeby nie prowokować większych sił. Tak jak robił to samo co Tusk w sprawie polskiej obecności w UE (PiS chwalił się, że wydał najwięcej ze wszystkich partii agitując za wejściem Polski do UE w czasie kampanii referendalnej) czy w sprawie podatków. I tylko żal tych wszystkich manifestantów, którzy są tak naiwni jak ja byłem 19 lat temu, gdy spłonęła kukła Wałęsy.