„Żółte koszulki” spaliły polskie auto. Policja twierdzi, że winny jest kierowca.

Protesty we Francji. / fot. screen youtube.com/onenews
Protesty we Francji. / fot. screen youtube.com/onenews
REKLAMA

Zdecydowanie nie tak powinny wyglądać protesty społeczne. Auto polskiego kierowcy kompletnie spalone po protestach „Żółtych kamizelek” w Paryżu, a policja umywa ręce – to wina dziury w zbiorniku z paliwem.

„To miała być zemsta” – tak określa sytuację portal 40ton.net, który informuje o brutalnym ataku na polskiego kierowcę. Doszło do niego mieście Soissons, gdzie od kilku tygodni trwają protesty tzw. „żółtych kamizelek”. Zdaniem dziennikarzy podpalenie samochodu na polskich tablicach rejestracyjnych było „odpowiedzią” na niedawny wypadek z udziałem polskiego kierowcy, w którym zginął jeden z protestujących.

REKLAMA

Jak relacjonuje kierowca – „grupa, która go zaatakowała była pijana i agresywna”.

Kierowca busa został zatrzymany na jednym z rond. Tam też protestujący otoczyli samochód i zaczęli go niszczyć. Siłą otworzyli bagażnik, w którym znajdował się przewożony towar. Policja pojawiła się na miejscu dopiero po kilkunastu minutach, jednak na powstrzymanie rozwścieczonego tłumu było już za późno.

W momencie, gdy na miejscu pojawiły się służby auto stało w płomieniach. Prawdopodobnie zostało podpalone za pomocą butelki z benzyną. Zdesperowany kierowca próbował je ugasić, jednak nieskutecznie.

Oczywiście, jak zwykle w takich sytuacjach sprawców nie odnaleziono. Polak został przesłuchany, złożył zeznania, jednak szanse na znalezienie sprawców są minimalne. Według policji winny może być sam kierowca, który posiadał „dziurę w zbiorniku”, a samochód zapalił się od płonącego nieopodal ogniska.

Źródło: WP.pl / NCzas.com

REKLAMA