Okropne wieści dla socjalistów z Hiszpanii

REKLAMA

Mariano Rajoy Brey, premier Hiszpanii i lider Partido Popular (Partii Ludowej) musi ciąć wydatki budżetowe i ograniczyć socjal jeśli nie chce, aby Hiszpania podzieliła los Grecji
Różne okropne wieści (w przekazie i interpretacji lewicowych euromediów) napływają od końca marca z eurosocjalistycznej i stopniowo bankrutującej Hiszpanii. Np. tamtejsi emeryci, na ogół zamożni, którzy od lat otrzymują niemal wszelkie lekarstwa bezpłatnie, korzystając z ogromnych dopłat na koszt podatników, dowiedzieli się niedawno, że niebawem będą musieli płacić za leki „aż 10 proc.” ich rzeczywistej ceny. To faktycznie okropne (marnotrawstwo pieniędzy podatników). A ludzie mający stałe zatrudnienie mają płacić 50-60 proc. – zależnie od ich dochodów – a nie 40 proc., jak dotychczas. Nowy (od czterech miesięcy), centrowy rząd w Madrycie (zwany w mediach „prawicowym”), przestraszony przekroczeniem niebezpiecznego poziomu rentowności jego nowych długoletnich obligacji (ponad 6 proc. 11 kwietnia) i stale mocno rosnącym zadłużeniem państwa, liczy na to, że wydatki budżetu na państwową służbę zdrowia zmniejszą się wskutek tego o 3,7 miliarda euro rocznie.

Natomiast ok. 3 miliardów rocznie rząd chce oszczędzić na systemie państwowej „edukacji”. Związki zawodowe szacują, że dobrze opłacaną pracę straci 50-80 tys. nauczycieli, więc ostro protestują. Hiszpańska prasa alarmuje, że niektórym miastom na południu kraju zaczyna już brakować pieniędzy na regularne wypłaty pensji dla ich urzędników i pracowników sektora publicznego, w tym strażaków i pracowników służby zdrowia. A także m.in. na miejskie autobusy. Wszystko wskazuje więc na to, że hiszpański etatyzm i socjalizm wreszcie szczęśliwie (dla podatników i gospodarki) zaczyna się kurczyć – po blisko 30 latach biurokratycznego marnotrawstwa, nadmiernego „socjalu”, zbędnych subwencji, nepotyzmu etc.

REKLAMA

Przeciwko oszczędnościom i planom rządu, a także jakimkolwiek zmianom protestują i strajkują (co kilka dni) miliony mieszkańców. Protestują m.in. przeciwko wprowadzonej w lutym rządowej reformie ułatwiającej pracodawcom redukcję zatrudnienia – w razie popadnięcia firmy w finansowe kłopoty. Wg informacji rządu, już od ponad roku niemal nikt w Hiszpanii nie chciał zatrudniać nowych pracowników, bo ich ewentualne zwolnienie wiązało się dla pracodawcy z ogromnymi kosztami. Głównie dlatego, że zwalniany pracownik dostawał za każdy przepracowany rok odprawę w wysokości aż półtoramiesięcznego wynagrodzenia (!).

REKLAMA