
Jarosław Kaczyński przy pomocy sejmu zmusi Martynę Wojciechowską do ujawnienia swoich zarobków. Narodowy Bank Polski nie chciał tego zrobić i podczas wczorajszej kuriozalnej konferencji prasowej jego przedstawicielka poszła w zaparte. Dopiero cały sejm będzie musiał się zebrać, by blond kierowniczka powiedziała prawdę.
PiS przedstawi projekt ustawy, która wprowadzi jawność wysokości wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim zarówno obecnego zarządu, jak i poprzednich; ustali ona również górną granicę zarobków osób zajmujących funkcję kierownicze w NBP – poinformowała rzeczniczka PiS Beata Mazurek.
Wcześniej w środę, rzeczniczka PiS powiedziała dziennikarzom w Sejmie, że nie jest usatysfakcjonowana wyjaśnieniami Narodowego Banku Polskiego w sprawie wysokości zarobków w tej instytucji.
Na środowej porannej konferencji prasowej, zastępca dyrektora departamentu kadr w NBP Ewa Raczko mówiła, że „żaden z dyrektorów w NBP nie otrzymuje powszechnie i nieprawdziwie podawanego w mediach miesięcznego wynagrodzenia w wysokości ok. 65 tys. zł bądź wyższej”. Dodała, że środki na wynagrodzenia w NBP stanowią część ogółu środków NBP i nie pochodzą z budżetu państwa. „Nie są to środki publiczne w rozumieniu ustawy o finansach publicznych. Oznacza to, że budżet państwa nie jest obciążony kosztami gospodarki własnej NBP” – powiedziała Raczko.
Oświadczyła, że nie poda miesięcznego wynagrodzenia z PIT-u dyrektor Wojciechowskiej, „bo nie przygotowane jest w oświadczeniu”. „Pewne granice prezentowania informacji są” – powiedziała Raczko. „Na pewno nie zarabia – powtórzyć mogę – rewelacyjnych 65 tys. zł miesięcznie” – dodała.
Po południu prezes NBP Adam Glapiński zapowiedział, że pod ustawą o jawności wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim podpisze „obydwoma rękoma”. Jak dodał, aby mógł to zrobić, trzeba ją najpierw uchwalić. Zdaniem Glapińskiego, ustawa ta będzie fatalna dla funkcjonowania NBP.
W środę wieczorem Mazurek przekazała PAP, że PiS przedstawi projekt ustawy, która wprowadzi jawność wysokości wynagrodzeń w NBP zarówno obecnego zarządu, jak i poprzednich. „Ustawa ustali również górną granicę zarobków osób zajmujących funkcję kierownicze w NBP” – dodała.
Pod koniec grudnia „Gazeta Wyborcza” donosiła o dwóch współpracownicach prezesa NBP Adama Glapińskiego – szefowej departamentu komunikacji i promocji Martynie Wojciechowskiej oraz dyrektor gabinetu prezesa NBP Kamili Sukiennik. Gazeta napisała wówczas, że zarobki Martyny Wojciechowskiej wynoszą ok. 65 tys. zł, „wraz z premiami, dodatkowymi dochodami i bonusami”, czemu bank zaprzeczył. Według najnowszych doniesień medialnych pensja Wojciechowskiej wynosić może nawet ok. 80 tys. zł miesięcznie.
Nikt nie ma wątpliwości, że decyzja o zmuszeniu Wojciechowskiej do przyznania się do dochodów pochodzi od Jarosława Kaczyńskiego. Kuriozalne jest to, że trzeba aż takich środków dla wyjaśnienia tej sprawy. (PAP)