
Interesujący się coraz mocniej sprawami krajowymi i zapewne szykujący sobie miękkie lądowanie w nadwiślańskiej polityce Donald Tusk zabrał w TVN 24 głos w sprawie warszawskiej konferencji bliskowschodniej. No i pojechał w krytykowaniu rządu po całości.
Tusk mówił: „Nie wiem, jaka była intencja polskiego rządu, że zdecydował się tę usługę dla Waszyngtonu w Warszawie zrealizować”. „Usługę, tak, co do tego nie ma wątpliwości, interesu Polski tutaj nie widzę, może poza tym, że liczono na jakieś względy u prezydenta Trumpa w związku z tą usługą” – dodał Tusk.
Wydawało się, że już można i „stronnictwo pruskie” może sobie pozwolić na więcej po zwinięciu amerykańskiego parasola ochronnego. Tymczasem okazuje się, że „król Europy” jednak się pospieszył.
#WarsawSummit był wspólnym przedsięwzięciem na rzecz społeczności międzynarodowej. Polska powinna być doceniona za zgromadzenie przedstawicieli krajów z całego świata, którzy rozmawiali o promowaniu pokoju i bezpieczeństwa #BliskiWschod. To było historyczne wydarzenie #DonaldTusk
— Georgette Mosbacher (@USAmbPoland) February 21, 2019
Ambasador USA w Warszawie Georgette Mosbacher zaadresowała do Donalda Tuska wpis wyjaśniający na Twitterze: „Konferencja bliskowschodnia była wspólnym przedsięwzięciem na rzecz społeczności międzynarodowej; to było historyczne wydarzenie”.
Dodała jeszcze: „#WarsawSummit był wspólnym przedsięwzięciem na rzecz społeczności międzynarodowej. Polska powinna być doceniona za zgromadzenie przedstawicieli krajów z całego świata, którzy rozmawiali o promowaniu pokoju i bezpieczeństwa #BliskiWschod. To było historyczne wydarzenie #DonaldTusk”.
Nie wiadomo czy reprymenda podziała, ale wieści o osieroceniu rządu przez Amerykanów okazały się przedwczesne. „Stronnictwo pruskie” musi jeszcze się pomęczyć.