Szczerze pisząc, bałem się o Marsz (więcej o wydarzeniu tutaj). Nasi zwolennicy to z reguły internauci – a takiego oderwać od klawiatury, by chodził na własnych nogach – jest ciężko. Jeszcze samochodem, motocyklem, skuterem, rowerem – no, może na deskorolce… Ale maszerować? A ponadto odnosiłem wrażenie, że idea tego Marszu nikogo nie porwała. Taki Marsz to impreza masowa, a cokolwiek by powiedzieć, imprezy PiS i ONR z Młodzieżą Wszechpolską są znacznie bardziej masowe – z założenia. Więc po co się wygłupiać. Tym bardziej że studenci dopiero co zaczęli zjeżdżać się do Warszawy.
Ponadto bałem się zapowiadanego deszczu. W sobotę jednak prognozy diametralnie się zmieniły: miało być tylko lekkie zachmurzenie. W rzeczywistości było zimno i niskie chmury – ale właśnie dlatego, że było zimno, z chmur nic nie padało. Na portalu Fronda.pl oświadczyłem, że oczekuję od 500 do 5 tysięcy maszerujących – a w rzeczywistości było ich znacznie poniżej 2 tysięcy. Cóż, masową organizacją to konserwatywni liberałowie nie są. I trzeba to sobie jasno powiedzieć.
Mimo moich obaw (bałem się, że spadnie deszcz i ulicami powlecze się pochód 200 zmoklaków) sam Marsz się udał. Policja była życzliwa, przechodnie też – choć hasła „Urzędasy – won do pracy” na ulicach urzędniczej Warszawy mogły przechodniów odstraszać.
Zaczęliśmy od mszy, podczas której piękne kazanie wygłosił ks. Boguslaw Jerzycki, który specjalnie przyjechał do nas z Gniezna. Celebrans z parafii św. Aleksandra był trochę przestraszony – i nawet skontrolował intencje, które mieliśmy zgłosić podczas mszy. I zgłosiliśmy. Natomiast nie odegrano „Boże, coś Polskę…” – a gdy po umilknięciu organów tę pieśń zaintonowałem, organista natychmiast zagłuszył nas jakiś tonami. Wyraźnie w kościele, który ubiega się o dotacje na remont od władz III RP, nie powinny rozbrzmieć słowa: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!”!
Potem przemarsz, krótki wiec na pl. Zamkowym – i do „Bristolu” na Konwent Nadzwyczajny.
Obrady Konwentyklu były nadzwyczaj krótkie i treściwe. Ostatecznie kształt poprawek do Statutu był już od dwóch tygodni uzgadniany przez e-maile i Skype’a. Przegłosowaliśmy, co było trzeba, krótka konferencja prasowa – i wreszcie obrady, pracowicie przygotowywane przez Wiceprezesa Olafa Wojaka, mogły się rozpocząć. Co prawda nie obyło się bez zgrzytów: cztery osoby, które były na Konwencie Zwyczajnym, z tajemniczych powodów zniknęły z listy obecności – ale nie mogło to odbić się na wynikach głosowań.
Czekałem na nie z niecierpliwością. Kilku Kolegów, wierzących w zabobon, że wyniki wyborów zależą od statutów partyjnych, przygotowało kontrprojekt Statutu. Zawierał trochę niedoróbek, dwa ciekawe pomysły – ale szedł ku większej d***kratyzacji Partii. Oczywiście nasz Senat, czyli Konwentykl, nie dał temu projektowi rekomendacji – i Wiceprezes Stanisław Żółtek, prowadzący obrady, uprzedził, że do jego wprowadzenia niezbędna jest większość 4/5 głosów. Gdy przyszło do głosowania, zamknąłem na moment oczy… – a gdy je otworzyłem, okazało się, że ZA głosowało czterech Delegatów, a PRZECIWKO – 30. Partia najwyraźniej nie życzyła sobie d***kratyzacji. Projekt obniżenia tej bariery do 3/4 nie uzyskał poparcia nawet 10% (!) Delegatów!
W przerwach obrad piękne przemówienia wygłosili Goście: p. Seweryn Szwarocki z KoLibra i p. Rafał A.Ziemkiewicz. Niestety, zaproszeni Goście z PJN pojechali na kongres Torysów w Anglii, a p. prof. Adam Wielomski rozchorował się.
Wbrew moim oporom, Konwentykl zarekomendował mnie na Członka Honorowego. Zgodziłem się, ale pod warunkiem, że będę mógł zgłosić również p. Wielomskiego właśnie – obok p.prof. Jacka Bartyzla czołowego konserwatystę polskiego. Konwent to uchwalił – i tak KNP dorobiła się dwóch pierwszych Członków Honorowych.
Jeszcze poprawki do Programu KNP – i oddaliśmy głos kol. Andrzejowi Bakunowi, byłemu Skarbnikowi. Niestety, zawiodłem się. Oczekiwaliśmy jakiegoś umotywowania narzutów, którymi kol. kol. Bakun i Godlewski od miesięcy zasypują Partię (więcej na ten temat – tutaj). Na prośbę o pokazanie jakichś dowodów kol. Bakun pokazał… Uchwałę Zarządu upoważniającą Go do zakładania subkont dla Oddziałów – wystawioną ponoć bardzo późno! Zauważyłem trzeźwo, że nowy Skarbnik pozakładał konta w dwa dni bez żadnego takiego upoważnienia. Na co usłyszeliśmy, że w grudniu 2011 roku p. Bakun otrzymał nie oryginały, a kserokopie jakichś dokumentów. Straciłem cierpliwość – a p. Bakun w tym momencie wyjaśnił nam, że złożył do Sądu (reżymowego) żądanie wyrejestrowania Partii, bo na zebraniach głosowali ludzie nieuprawnieni. Tu już Konwent się wściekł (przypominam, że zgodnie ze Statutem uprawnienia Członka traci się dopiero po sześciu miesiącach od zapłacenia ostatniej składki!) i niemal jednomyślnie skierował do Straży wniosek o usunięcie p. Bakuna z szeregów KNP. Mnie było Go trochę szkoda – bo cóż On jest winien, iż ma taką skazę charakteru, że wszędzie widzi jakieś niedopatrzenia (co u Skarbnika nie jest złą cechą…) – ale miarka naprawdę się przebrała.
Wyszło więc na to, że rzeczywiście cała ta rozróba – obficie i ze smakiem cytowana na konkurencyjnych, a nawet życzliwych nam portalach – to po prostu idiosynkrazje dwóch nieco niezrównoważonych Członków. A ja znów obawiałem się, że to jakiś zorkiestrowany i sterowany z daleka atak…
Konwent uchwalił jeszcze poparcie dla idei JOW-ów (zresztą nie bez oporów, bo niektórzy Koledzy słusznie podnosili, że jest to dla Partii w gruncie rzeczy niekorzystne – taki np. p. Nigel Farage i jego UKIP, mający 15% poparcia, nie może w systemie JOW zdobyć ani jednego miejsca w Izbie Gmin!) – i nie zdążyliśmy nawet na zakończenie odśpiewać „Boże, coś Polskę…”, bo przedstawiciel hotelu z zegarkiem w ręku wskazywał, że spóźniliśmy się z opuszczeniem sali o 8 sekund!
Teraz zacznę się martwić: a nuż nas rzeczywiście wyrejestrują? Nie takie rzeczy już się w Polsce zdarzały…