Jedyny kraj na świecie, w którym kobiety stanowią większość w parlamencie. Eksperyment czy konieczność?

Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Wikipedia
Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Wikipedia
REKLAMA

Jedynym krajem z większością „posłanek” jest afrykańska Rwanda. Po ludobójstwie w 1994 roku coraz większą część władzy przekazuje się tam kobietom. Z jednej strony mają one „łagodzić obyczaje” i być gwarancją tego, by międzyplemienne namiętności się nie powtórzyły, a z drugiej, być może po prostu walki wyeliminowały ich męskich konkurentów.

Zachodnio-afrykańska Rwanda ma być wzorcem dla innych i swoistym laboratorium „równości” płci. W 2003 r. zasadę „równości płci” wpisano nawet do konstytucji kraju. W administracji, czy ministerstwach minimum ponad 30% wszystkich stanowisk jest zarezerwowane z góry dla kobiet.

REKLAMA

Feministyczną rewolucję wspomagają mocno organizacje międzynarodowe i rozmaite postępowe fundusze. Udało się dzięki temu osiągnąć wysoki wskaźnik skolaryzacji dzieci (65 proc.). Niezły jest też poziom wzrostu gospodarczego (8 proc.). Wprowadzono też szereg postępowych przepisów, jak legalizacja homoseksualizmu, zakaz używania „języka nienawiści”, czy używania plastikowych torebek.

W 80-osobowym parlamencie kobiety mają 51 mandatów. To najwyższy wskaźnik feminizacji na świecie. Szefową tego ciała też jest kobieta, pani Donatille Mukabalisa, zatrudniona wcześniej jako urzędniczka ONZ.

Prezydentem kraju jest Paul Kagame (to jego żonę usiłował popalić szef KE Juncker podczas obchodów 25 rocznicy ludobójstwa). Kagane rządzi dość twardą ręką (99% w „wyborach”) i nie wykluczone, że popieranie feminizacji jest dla niego dość wygodne; choćby ze względu na brak zdeterminowanych kontrkandydatów do konkurowania o rzeczywistą władzę.

REKLAMA