Mysłek: Szturm na Stasi. Jak Niemcy skutecznie zlustrowali NRD

REKLAMA

O późniejszej udanej lustracji przeszłości i dekomunizacji NRD zadecydowały w dużej mierze udane akcje wschodnioniemieckiej społecznej opozycji od października 1989 roku. Ich kulminacja nastąpiła 15 stycznia 1990 roku, gdy kilka tysięcy demonstrantów zajęło szturmem centralę komunistycznej tajnej policji we wschodnim Berlinie.

21 lat temu w Berlinie – 2 stycznia 1992 roku – po raz pierwszy w historii grupie mieszkańców kraju postkomunistycznego udostępniono do swobodnego wglądu akta komunistycznej bezpieki. Doszło do tego na mocy ustawy o aktach Ministerstwa Bezpieczeństwa NRD (Staatssicherheit – w skrócie Stasi) uchwalonej przez Bundestag jesienią 1991 roku Ta ustawa pozwoliła na przygotowanie i udostępnienie byłym obywatelom NRD – nie tylko osobom prześladowanym przez tajną policję i ich rodzinom – milionów dokumentów i informacji. Pozwoliła też na powszechną lustrację przeszłości dziesiątków tysięcy pracowników urzędów komunistycznego państwa, jego sądów i innych instytucji, szkół wyższych, przedsiębiorstw i mediów pod kątem ich możliwej tajnej współpracy z policją polityczną NRD.

REKLAMA

Do dziś z wnioskami o dostęp do akt Stasi bądź swoich teczek zwróciło się prawie 3 mln ludzi (większość z nich już je obejrzała). Najwięcej w 1992 roku – ponad pół miliona. A w roku ubiegłym było jeszcze ponad 88 tys. wniosków. Być może nigdy by do tego nie doszło – przynajmniej w tej skali – gdyby nie odważna postawa kilkuset przeciwników reżimu NRD w kilku miastach. Ten reżim zaczął słabnąć już w październiku 1989 roku – po fali prodemokratycznych protestów, żądań swobody podróżowania na Zachód, modlitw w kościołach i spokojnych manifestacji w Lipsku i innych miastach.

16 października w Lipsku demonstrowało ok. 120 tys. ludzi. Rozpoczęła się „pokojowa rewolucja”. 17 października Biuro Polityczne komunistycznej SED odwołało szefa partii, Honeckera, i jego najbliższych współpracowników. 6 listopada szef Stasi, gen. Mielke, wydał rozkaz rozpoczęcia przygotowań do niszczenia akt bezpieki i zacierania śladów jej licznych zbrodni (wiadomości o tym przedostały się do społeczeństwa na początku grudnia). 9 i 10 listopada doszło do praktycznego zniesienia szczelności berlińskiego muru i do masowego ruchu mieszkańców NRD do Zachodniego Berlina i RFN. A 25 dni później młodzi opozycjoniści zaczęli przejmować budynki bezpieki – nie czekając na zachęty czy pomoc z (dość wystraszonego) Zachodu.

Przejmowanie siedzib Stasi i akt Do pierwszego przejęcia gmachu lokalnej bezpieki, po ulicznej demonstracji, doszło 4 grudnia w Erfurcie. Do kolejnych przejęć siedzib i archiwów Stasi doszło 5 i 6 grudnia w Rostocku, a w następnych dniach m.in. w Greifswaldzie i Jenie. Wszystkie te budynki były zajmowane bez starć. Ani po stronie demonstrantów, ani funkcjonariuszy nie było ofiar. 7 grudnia rozpoczął obrady wschodnioniemiecki „okrągły stół”, a 12 stycznia działacze największej społecznej organizacji – Neues Forum – pod wpływem wieści o kontynuowaniu przez (formalnie już rozwiązane) Ministerstwo Bezpieczeństwa jego wrogiej „demokratycznym przemianom” działalności i niszczeniu akt wezwali mieszkańców Berlina do uczestniczenia 15 stycznia w manifestacji przed kompleksem budynków centrali Stasi przy Normannenstrasse w dzielnicy Lichtenberg.

Tego dnia akcja opozycji rozpoczęła się rano – zbiórką kilkudziesięciu przeciwników reżimu NRD na parkingu w okolicy centrali bezpieki. Dostrzegli kłęby dymu unoszące się z policyjnych kominów (już od kilku dni). Przypuszczali, że tajniacy palą liczne akta, w tym zobowiązania i donosy ich konfidentów oraz inne już niewygodne dla nich papiery. Postanowili temu niezwłocznie przeszkodzić – nie czekając na oficjalny początek wieczornej demonstracji.

Zwołali setki znajomych i przechodniów z okolicy. W południe tłum protestujących liczył już kilka tysięcy ludzi, a około godz. 17.00 urósł do ok. 40-50 tysięcy. Wówczas nastąpił szturm. Pod naporem tysięcy demonstrantów pilnujący budynków funkcjonariusze zdecydowali się otworzyć bramy i nie strzelać. Demonstranci stłukli kilka szyb i drzwi, zdemolowali kilkanaście pomieszczeń i biurek, zniszczyli sporo portretów komunistycznych kacyków i czekistów, ale obyło się bez starć i ofiar. Budynki centrali bezpieki zostały opanowane przez demonstrantów na okres niecałych trzech godzin. Ale akta bezpieki trafiły już pod kontrolę „komitetów obywatelskich”, które uniemożliwiły ich dalsze niszczenie. To wystarczyło, aby rozpocząć akcję urzędowego zabezpieczenia tych akt przed całkowitym zniszczeniem. Również dokumentów czy zdjęć już podartych lub nadpalonych.

Pod naciskiem wspomnianych komitetów, zachodnich mediów i nowych organizacji społecznych z NRD większość dokumentów i zbiorów komunistycznej bezpieki została uratowana. Opiekę nad powstającym archiwum powierzono parę miesięcy później państwowemu urzędowi, którego pierwszym szefem, na okres w sumie 10 lat, został pastor Joachim Gauck – obecny prezydent Niemiec. Działalność tego urzędu stała się wzorem dla szeregu krajów bloku komunistycznego, w tym dla polskiego IPN.

Niektórzy zastanawiali się potem, jakim cudem to faktyczne centrum komunistycznego systemu władzy zostało zdobyte tak gładko i bez ofiar? Czy to był tylko przypadkowy zbieg szczęśliwych okoliczności i dobrej organizacji akcji? Czy może też efekt jakiejś zaplanowanej wcześniej i przeprowadzonej przez funkcjonariuszy reżimu czy innych obrońców podstaw ustroju NRD inscenizacji – służącej jakimś politycznym celom? Bo jeszcze dwa-trzy miesiące wcześniej taka bezkrwawa i udana akcja były w NRD czy RFN poza zasięgiem wyobraźni Niemców.

Ocalone akta bezpieki udostępniono najpierw w Berlinie, a potem w Lipsku i innych miastach – w czytelniach Urzędu do spraw Akt Ministerstwa Bezpieczeństwa NRD. Możliwość swobodnego zapoznania się z aktami na swój temat, rodziny, znajomych i nieznajomych dano wszystkim śledzonym przez Stasi i innym, w tym dziennikarzom. Byli poddani reżimu Socjalistycznej Partii Jedności mogli przeczytać, kto i w jakich dniach ich śledził czy na nich donosił. Wprowadzone w tej dziedzinie rozwiązania niemieckie stały się wzorem dla podobnych rozwiązań zastosowanych w Czechach, Estonii i paru innych krajach wyzwolonych z wszechwładzy komunistów (w niedużej mierze też dla prawa III RP i IPN).

Ulryka Poppe była jedną z pierwszych osób, które obejrzały akta Stasi. Tę społeczną działaczkę zaszokowały w styczniu 1992 roku głównie dwie sprawy: wielki rozmiar i precyzja systemu nadzoru nad zwykłym poddanym socjalistycznego państwa i ogromna ilość akt dotyczących jej i rodziny. „Pokazano nam 40 teczek, w których znaleźliśmy m.in. plany »rozłożenia nas«, a także szczegółowe sprawozdania z obserwacji” – wspominała Poppe. Zaskoczyła ją bardzo również wielka liczba donosów i ich autorów – konfidentów bezpieki w jej środowisku. „Było ich więcej, niż można było przypuszczać. W zdumienie wprawiła mnie gęsta siatka nadzoru oraz setki protokołów z obserwacji” – mówiła dziennikarzom Poppe. Naprzeciw jej mieszkania bezpieka zamontowała ukrytą kamerę. „Rejestrowała każdego, kto przekroczył próg naszego domu”.

Wśród ludzi oglądających w 1992 roku akta tajnej policji był też Lutz Rathenow, literat (aresztowany w 1976 roku). Rathenow oraz bard młodzieży Wolf Biermann słusznie podejrzewali jednego ze swoich znajomych, literata Andersona, o tajną współpracę z bezpieką i składane na nich liczne donosy. Ale do stycznia 1992 roku nie mogli tego w żaden sposób udowodnić. Dlatego byli ostro krytykowani – m.in. przez ówczesne „postępowe” media. „Gdyby wówczas, w styczniu 1992 roku, nie doszło do ujawnienia akt Stasi, zniszczono by życie wielu opozycjonistów z czasów NRD, ponieważ już nigdy nie mogliby oni udowodnić słuszności swoich podejrzeń dotyczących konfidentów bezpieki w ich środowiskach” – powiedział prasie Rathenow, od kilku lat pełnomocnik kraju Saksonia ds. akt Stasi.

Jego zdaniem, ten ponury rozdział historii NRD nie został jeszcze ostatecznie zamknięty, a „te akta powinny być dalej udostępniane, aby osoby, których one dotyczą, mogły wreszcie same rozliczyć i zamknąć ten rozdział historii”.

Rathenow jest przekonany, że dalsze udostępnianie obywatelom czy firmom materiałów Stasi potrwa co najmniej 2035 roku. Bo „aby zrozumieć motywy działania systemu NRD, trzeba koniecznie zapoznać się z aktami jego bezpieki” (wg „Deutsche Welle”). Zainteresowanie Niemców tymi aktami mimo upływu lat nie słabnie. Wzmógł je m.in. film Floriana von Donnersmarcka „Życie na podsłuchu” („Das Leben der Anderen”, 2006 r.) oraz kilkadziesiąt innych filmów fabularnych i dokumentalnych.

W Urzędzie ds. Akt Ministerstwa Bezpieczeństwa NRD znajdowało się w końcu ub. roku ok. 1,4 mln zdjęć wykonanych przez bezpiekę, ok. 112 km regałów z teczkami akt (!) i ok. 15 tys. worków z podartymi przez esbeków papierami (ok. 600 mln skrawków dokumentów). Te poniszczone papiery są od 21 lat mozolnie rekonstruowane – od 2009 roku też przy pomocy specjalnych programów komputerowych, które znacznie przyspieszyły ten proces. Od kilku lat wiadomo też, że bezpieka NRD w latach 1949-1989 założyła teczki aż ok. 6 milionom swoich poddanych, których śledziła i nadzorowała (!).

Systematyczna lustracja przeszłości kolejnych tysięcy wschodnioniemieckich urzędników, sędziów, kierowniczych pracowników szkół wyższych, firm i mediów trwa nadal. Od 1992 roku kilkanaście tysięcy tajnych współpracowników Stasi musiało pożegnać się ze sprawowanymi stanowiskami w instytucjach publicznych – także w mediach. A państwowe telewizje nadal nadają dziesiątki filmów i materiałów dokumentalnych o komunistycznej bezpiece, jej agenturze etc. Sprawdzanie komunistycznej przeszłości różnych ludzi i instytucji ma trwać, wg ustawy znowelizowanej trzy lata temu, co najmniej do końca 2019 roku. Gut!

REKLAMA