Od kiedy rządy w Polsce objęła Platforma Obywatelska, jedną z ulubionych form jej krytykowania stało się obarczanie jej winą za osłabianie polskiego państwa. Partii tej można zarzucać bardzo wiele, ale akurat ten argument należy uznać za irracjonalny. Platforma Obywatelska to typowa bezideowa partia, która zmienia swoje poglądy wraz z każdym kolejnym sondażem. W zasadzie jedynym pewnikiem tej żenującej zgrai oportunistów jest to, że muszą mówić inaczej niż partia Jarosława Kaczyńskiego. Wprawdzie były kiedyś czasy, gdy PO i PiS współdziałały, ale obecnie Platforma stara się o tej karcie swojej historii w ogóle nie wspominać. Tusk i jego ekipa mają tylko jeden, jedyny cel: administrować Lewiatanem bez względu na środki. Pod kątem tego właśnie nadrzędnego celu ustalane są idee. Platforma nie ma zamiaru osłabiać państwa, gdyż jest ono racją jej istnienia. Gdyby nie było państwa, nie byłoby też Platformy, którą należy rozumieć przede wszystkich jako grupę ludzi pragnących odnieść dzięki państwu odpowiednie korzyści materialne.
Słowo „platforma” oddaje tu istotę rzeczy – dzięki tej partii ludzie zyskują dostęp do pieniędzy z podatków. Od samego momentu przejęcia władzy liderzy Platformy działają na rzecz udzielenia państwu coraz większych kompetencji, gdyż dzięki tym kompetencjom grubieją też ich własne portfele.
Nie wdając się jednak w dalszą dyskusję nad czymś tak efemerycznym i małostkowym jak PO, warto za to podjąć polemikę z bardzo żywo dziś pielęgnowanym mitem słabego państwa polskiego, gdyż co jakiś czas jego gorący zwolennicy stają się bardzo słyszalni. Wystarczy, że wybuchnie jakiś skandal lub też dziennikarze wejdą na trop poważnej afery, a od razu odzywa się chór mężów i niewiast biadolących nad upadkiem państwa polskiego. Lamentujący nad rzekomym rozkładem państwa są niestety na tyle wiarygodni, że udaje im się zawsze przekonać do swoich niebezpiecznych tez sporą część naiwnie myślących ludzi.
W odpowiedzi na nasilające się ostatnio napady histerycznego lamentu nad stanem państwa, postanowiłem przygotować zestawienie, które powinno być stosowane w terapii osób cierpiących na zaburzenie „urojonej słabości państwa” (patrz tabela).
[nggallery id=65]
Jeżeli ktoś z Państwa otoczenia cierpi na syndrom „słabego państwa”, polecam zaznajomić go z danymi z tabelki. Jest wielce prawdopodobne, że przyniosą one efekt otrzeźwienia. Jak bowiem łatwo zauważyć, powyższe dane nie dotyczą tak marginalnych obszarów gospodarki jak np. produkcja cukierków, zapałek czy też liczba barów mlecznych. Państwo sprawuje hegemonię w kluczowych dziedzinach, które dotyczą infrastruktury, surowców czy też usług rozstrzygania sporów.
W najważniejszych dla gospodarki obszarach zwyczajnie nie ma rynku – jest za to państwo, i to niezwykle silne. Jeśli ktoś drży o kondycję państwa polskiego pod rządami PO, nie powinien się martwić – rządząca obecnie partia nie zamierza w ogóle go osłabiać. Niestety jednak, nawet tak wykonane zestawienie nie jest w stanie oddać prawdziwego zasięgu instytucji państwa. Otóż poza podmiotami funkcjonującymi oficjalnie jako jednostki podległe skarbowi państwa istnieje także wiele firm, które prowadzą własny rachunek, nie zaliczany jednak najczęściej do oficjalnych zestawień. W związku z tym nawet na listach największych polskich „firm” znaleźć można takie podmioty jak PKN Orlen, PLL LOT, PKP Cargo, czy też Kompania Węglowa.
Według przyjmowanych dziś kryteriów, tworzą one „sektor prywatny”, który traktowany jest jako główny winowajca takich zjawisk jak konsumpcjonizm, upadek tradycyjnego modelu rodziny, słabnięcie więzi społecznych czy też laicyzacja. Żadna tabela ani żadne dane liczbowe nie oddadzą też zasięgu oddziaływania państwa poprzez różnego rodzaju ustawy, licencje oraz przepisy, które ustawiają działanie większości branż. Tajemnicą poliszynela jest, że ustawy uchwalane przez Sejm zwyczajnie się kupuje. Choć od strony formalnej dane Głównego Urzędu Statystycznego pokazują, że sektor prywatny zatrudnia więcej osób oraz wytwarza większą część PKB, daleko posunięta interwencja państwa w gospodarkę sprawia, że polski sektor prywatny jest w istocie sektorem „paraprywatnym”, gdyż najwięcej zysków zgarnia w nim ten, kto współpracuje z państwem.
Przykładowo: w sektorze budownictwa największe pieniądze do zgarnięcia są w przetargach publicznych, zaś sektor usług zagospodarowania odpadami jest poddany całkowitej kontroli lokalnych układów samorządowych. W Polsce istnieją oczywiście branże niemal całkowicie wolne od państwa, lecz stanowią one margines. Jeżeli chcemy dziś poczuć prawdziwą swobodę konkurencji, możemy podjąć tak mało prestiżowe zawody (przynajmniej w odbiorze społecznym) jak fryzjerstwo, prowadzenie sklepu spożywczego, produkcja mebli, naprawa samochodów albo kwiaciarstwo. Wiele osób podejmuje pracę w tych branżach i odnosi spore sukcesy, lecz największe pieniądze są zarezerwowane dla tych, którzy działają w branżach kontrolowanych przez państwo (banki, surowce, energetyka, telekomunikacja, rozrywka).
Czasami spotykam się z zarzutem, że piszę wyłącznie o państwie oraz że pomijam całe spektrum innych problemów. Otóż według mnie, problem mają ci, którzy nie zauważają wszechobecności oraz bezwzględnej hegemonii państwa. Jeżeli ktoś twierdzi, że w Polsce problemem jest nieskrępowany wolny rynek albo że w dyskusji nad problemami społecznymi można świadomie abstrahować od istnienia państwa, świadczyć to może wyłącznie o myśleniu pozbawionym jakiegokolwiek realizmu. Twierdzenie, że w Polsce mamy dziś gospodarkę wolnorynkową, to wyraz daleko posuniętej umysłowej aberracji. Potęga dzisiejszego państwa polskiego jest na tyle niekwestionowana, że ciężko znaleźć dla niego podmiot, który byłby w stanie wejść z nim w jakąkolwiek realną konfrontację. Nawet porównanie państwa do Goliata, a sektora prywatnego do Dawida nie wydaje się trafne, gdyż siły prywatne nie mają nawet procy, przy pomocy której mogłyby powalić państwowego molocha. Największe podmioty prywatne są w porównaniu do Lewiatana liliputami, które drżą, aby ich żywot nie zakończył się w wyniku jednej ustawy lub zarządzenia.
Komuż więc poświęcać czas i uwagę w tej nierównej bitwie, jeśli nie właśnie Goliatowi, który nie znalazł dotychczas pogromcy?