
Jedyną skuteczną metodą walki politycznej na obecnym etapie, jest podkreślanie różnic pomiędzy środowiskami tworzącymi Konfederację a PiS. Słusznie Konfederacja eksponuje problem ustawy 447. Jest to miękkie podbrzusze PiS. Na szukanie punktów stycznych przyjdzie czas po wejściu do parlamentu. Sądząc natomiast po nerwowych reakcjach w obozie PiS (vide portal wpolityce.pl, wypowiedzi T. Sakiewicza czy A. Macierewicza), PiS uznaje Konfederację za śmiertelne zagrożenie.
Szanowny Panie Redaktorze,
pozwoliłem sobie napisać do Pana tego maila w reakcji na Pana „wstępniak” do ostatniego numeru „Najwyższego CZAS-u”, gdzie podjął Pan problem stosunku środowiska wolnościowego, czy szerzej, Konfederacji, do partii Prawo i Sprawiedliwość. Pana głos, będący głosem ważnej osoby od lat mocno zaangażowanej w Sprawę, traktuję niezmiernie poważnie. Dlatego jako wieloletni sympatyk JKM, w dodatku głosujący w ostatnich wyborach sejmowych na kandydaturę Pana Redaktora, chciałbym podzielić się z Panem kilkoma refleksjami z kategorii stosunku naszego środowiska do PiS.
Po pierwsze uważam, że z przyczyn pryncypialnych nie może być żadnego konstruktywnego porozumienia pomiędzy Konfederacją czy ściślej wolnościowcami, a PiS. Zdaje się, że to Feliks Koneczny pisał, iż nie można mieszać cywilizacji oraz że cywilizacja gorsza wypiera lepszą. W moim głębokim przekonaniu Konfederacja jest przedstawicielką cywilizacji łacińskiej, PiS zaś (jako uznający się za spadkobiercę obozu piłsudczykowskiego) reprezentuje cywilizację turańską. Pomiędzy tymi cywilizacjami nie ma porozumienia. A jak PiS traktuje idącą z nim na ugodę bezpośrednią konkurencję polityczną (a Konfederacja taką konkurencję niewątpliwie stanowi), przekonaliśmy się w latach 2005-2007 na przykładzie Ligi Polskich Rodzin.
Po drugie, sugerowanie, że w PiS jest jakieś środowisko prawicowo-wolnościowe, które wsparte przez Konfederację mogłoby spowodować, iż odsunięci od władzy w PiS zostaną socjaliści, uważam za wysoce niefortunne. Płynie bowiem z tego wniosek i komunikat, że wolnościowcy już są, w PiS, tylko jest ich tam za mało aby cokolwiek znaczyć. Po co więc – mógłby ktoś pomyśleć – głosować na Konfederację, skoro wystarczy wzmocnić skrzydło prawicowo-wolnościowe w PiS?
Po trzecie, nie sądzę, aby rzekomi wolnościowcy z PiS, którzy uznali, że będą realizowali swoje ambicje polityczne w ramach PiS, byli rzeczywiście tymi osobami, na których powinna się kiedykolwiek opierać Konfederacja. Osoby te bowiem w obecnej kadencji Sejmu popierają wszystkie antywolnościowe reformy podatkowe PiS. Z tego co się orientuję, jedynie p. poseł Wilk, jako ostatni sprawiedliwy, głosował przeciwko tym socjalistycznym pomysłom, a przechodziły one przy poparciu znacznie przekraczającymi większość konstytucyjną.
Stąd w mojej ocenie jedyną skuteczną metodą walki politycznej na obecnym etapie, jest podkreślanie różnic pomiędzy środowiskami tworzącymi Konfederację a PiS. Słusznie Konfederacja eksponuje problem ustawy 447. Jest to miękkie podbrzusze PiS. Na szukanie punktów stycznych przyjdzie czas po wejściu do parlamentu. Sądząc natomiast po nerwowych reakcjach w obozie PiS (vide portal wpolityce.pl, wypowiedzi T. Sakiewicza czy A. Macierewicza), PiS uznaje Konfederację za śmiertelne zagrożenie. Nie ma więc sensu, aby wyrażanymi w dobrej wierze sugestiami co do ewentualnej przyszłej powyborczej współpracy poprawiać samopoczucie PiS-owi i ryzykować nieporozumienia wewnątrz własnego elektoratu.
Z wyrazami najwyższego szacunku i serdecznym pozdrowieniem,
Maciej Zborowski