Korwin-Mikke: Ach, ta brytyjska flegma… Unia trzeszczy w szwach!

REKLAMA

Unia Europejska trzeszczała w szwach, trzeszczała – teraz już właściwie nie trzeszczy. Panuje cisza przed katastrofą. Już mało kto przejmuje się tym, że małe są szanse, by Unia uchwaliła jakiś budżet (ciekawe, jak JE Donald Tusk wytłumaczy, że nie będzie 500 miliardów dotacji – a WCzc. Jarosław Kaczyński wyjaśni, jak wyciągnąć od Ciepłych Braciszków z Brukseli 3 biliony). I oto premier rządu Jej Królewskiej Mości wygłasza „historyczne przemówienie”. Zapowiada referendum w sprawie wystąpienia… – pardon: w sprawie pozostania Zjednoczonego Królestwa w Unii. To dobra kolejność.

Według ostatnich sondaży, 53% poddanych Królowej życzy sobie zaprzestania finansowania biurokratów z Brukseli. Z czego bynajmniej nie wynika, że 47% chce w Unii pozostać – połowa z nich po prostu nie ma zdania lub ma to w nosie.

REKLAMA

Normalny człowiek w normalnych czasach zrobiłby takie referendum za trzy miesiące – i już. Ale dzisiaj wszystko toczy się jak w smole. Sama Unia tworzyła się 20 lat – to i występowanie z niej nie może odbywać się na łapu-capu. P. Cameron zapowiedział więc to referendum… jeśli wygra wybory w 2015 roku. I zrobi je gdzieś w okolicy roku 2017. Jest dla mnie oczywiste, że p. Cameron nie chce zrobić żadnego referendum – gdyby chciał, to by je zrobił. Obiecywał zresztą, że je zrobi… jeszcze przed poprzednimi wyborami. To „historyczne przemówienie” było tylko po to, by podnieść notowania Partii Konserwatywnej, której groziło wyprzedzenie przez UKIP. Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa idzie ostro w górę – i grozi, że wysoko wygra wybory do Unioparlamentu. A wtedy kto wie – może się to przenieść i na wyniki wyborów krajowych.

P. Cameron swój cel osiągnął: notowania torysów podskoczyły wyraźnie.

Nie mam zaufania do p. Camerona – bo nie mówi językiem Lady Małgorzaty Thatcherowej ani śp. Ronalda Reagana. Mówi językiem takim samym, jakim mówi się w Brukseli. Zaczął od stwierdzenia: „Wielka Brytania nigdy nie chciała podnieść mostu zwodzonego i wycofać się ze świata”. Po czym dodał, że po roku 2015 będzie chciał odebrać UE cześć uprawnień”. A dlaczego? Dlatego, że kryzys zadłużenia zmieni strefę euro „być może nie do poznania”. Ale posłuchajmy motywacji pana premiera. Twierdzi on, że Unia właśnie zmienia się nie do poznania: „Jestem za referendum, bo problemowi trzeba stawić czoło. Jednak głosowanie dzisiaj pomiędzy zostaniem a wyjściem z UE byłoby fałszywe. Nie wiemy, jaka będzie UE po kryzysie. Byłoby niewłaściwe, aby w takim momencie decydować. Najpierw trzeba zadać fundamentalne pytanie, z czego chcemy ewentualnie wyjść czy zostać”.

Niby rozsądnie – ale skąd wszyscy nagle wiedzą, że coś się w Unii zmieni?

WCzc. Krzysztof Szczerski (PiS, okręg podkrakowski) basuje p. Cameronowi: „Na naszych oczach rozpadła się I Unia Europejska, do której wstępowaliśmy, a w jej miejsce powstaje II Unia Europejska”. Bardzo to interesujące…

P. Szczerski twierdzi, że Bruksela znalazła drogę do wyjścia z kryzysu (dziwne – p.Herman Van Rompuy już w 2009 roku oświadczył autorytatywnie, że Unia kryzys ma za sobą…). „Tą drogą ma być powstanie wewnętrznej federacji obejmującej kraje strefy euro i te spoza strefy, które zdecydują się do niej dołączyć na nierównych prawach. Ta federacja będzie systemem centralnie sterowanej i nadzorowanej gospodarki ze szczególnym uwzględnieniem kontroli budżetów narodowych”.

Tak – istotnie tak to wygląda ze skąpych wypowiedzi macherów od tachlowania krajami. Posłuchajmy jednak języka, którego używa p.Szczerski – nota bene wyuczonego niewątpliwie w „Seminarium dla Młodych Polityków i Politologów w Instytucie Roberta Schumana w Budapeszcie”, które p. Szczerski ukończył. Otóż tym językiem mówiąc: „Rząd Donalda Tuska chce się do tego rozpadu przyczynić np. poprzez przyjęcie paktu fiskalnego”.

Więc zaraz: chce rozpadu czy chce ułatwić, by z tego kokonu wyłoniła się ścisła Federacja Eurolandii – i przyłączyć do tego Polskę? W każdym razie podobno w Brukseli „dyskutuje się nad powoływaniem »instytucji kręgu wewnętrznego« takich jak np. euroszczyty, »wewnętrzna« Komisja Europejska czy »wewnętrzna« izba Parlamentu Europejskiego”.

A co powinna robić III Rzeczpospolita? „Istotne jest trzymanie się przez Polskę »pięciu zasad«. Mają nimi być: nadrzędność zasady wspólnego rynku nad nadzorczą federacją euro – żadnych barier i granic między oboma kręgami integracji, prymat traktatów i prawa wspólnotowego nad prawem wewnętrznym europejskiego rdzenia, solidarność europejska, prymat instytucji unijnych nad instytucjami rdzenia i podmiotowość państw i narodowych instytucji demokracji – czyli praw parlamentów i obywateli”.

Czyli: PiS wie, co robić – a „rząd Donalda Tuska na razie nie ma w sprawie reformy Unii nic do powiedzenia”. Więc zaraz: „nie ma nic do powiedzenia” czy „chce się przyczynić do rozpadu poprzez przyjęcie paktu fiskalnego”? Ciekawe – bo p. Cameron też chce przyjęcia „pięciu zasad”: „Moja wizja XXI wieku to: konkurencyjność, elastyczność, władza zostaje w krajach, demokratyczna odpowiedzialność i sprawiedliwość”.

P. Cameron słusznie zauważa przy tym, że „u źródeł konkurencyjności musi leżeć wspólny rynek. Ale jeśli jest on niekompletny, to tylko pół sukcesu”. A czego brak eurorynkowi? Uśmiać się można: podał przykład braków i utrudnień w zakupach online w zależności od miejsca zamieszkania! Ale pryncypialna krytyka!

Zauważywszy trzeźwo, że „podstawą jest wspólny rynek, a nie wspólna waluta”, p.Cameron oświadczył: „Potrzebujemy wspólnego zestawu zasad, żeby działał wspólny rynek, ale musimy być też elastyczni i dostosowywać się do zmian. UE musi działać z szybkością i elastycznością sieci, a nie bloku. Wykorzystajmy różnorodność, a nie duśmy jej”.

Robienie referendum za cztery lata to istotnie szybkość piorunująca. Jedyne męskie słowa w tym wszystkim to: „Będzie to referendum za lub przeciw (…). Jeśli Wielka Brytania zdecyduje się na wyjście, wtedy nie będzie już powrotu”. Ale czy nie będzie powrotu do niezdecydowania?

REKLAMA