Mieszkańcy niewielkiego francuskiego miasteczka zapisali do miejscowej szkoły owce. Wszystko by uchronić ją przed utratą państwowych dotacji i ostateczną likwidacją z powodu zbyt małej liczby uczniów.
Szkoła podstawowa im. Julesa Ferry w małym, położonym w Alpach Nadmorskich górskim miasteczku Francji Crets en Belledonne zarejestrowała 15 nowych „uczniów”. To same owce.
Wszystko po to, by wypełnić biurokratyczne wymogi dotyczące minimalnej liczby uczniów w szkole. Inaczej placówce groziła utrata państwowych dotacji.
– W państwowej edukacji chodzi niestety tylko o liczby – mówi Gaelle Laval, matka jednego z uczniów, która pomagała zrealizować ten pomysł. – Teraz po wzroście liczby uczniów jesteśmy w porządku.
Teraz po zapisaniu 15 nowych „uczniów” szkoła wypełnia państwowe wymogi. Uczniom bardzo podobają się nowi szkolni koledzy. – To świetne mieć w szkole owce – mówi 8-letni uczeń. – Zabiorę jedną, albo dwie do swojej klasy. Na pewno sobie poradzą.
Akcję z owcami zorganizowała trójka rodziców. Wsparł ich mer miasteczka Jean-Louis Maret, który oficjalnie uznał owce za uczniów. Nowych „uczniów” zapewnił jeden z miejscowych hodowców owiec.