Małe biznesy imigrantów w Paryżu. Narodowe specjalizacje nielegalnego zarobkowania na turystach i obraz wielokulturowości miasta

Biznesy z metra w Paryżu. Fot. Twitter
Biznesy z metra w Paryżu. Fot. Twitter
REKLAMA

Dziennik „Le Parsien” zajął się problemem setek imigrantów, którzy dorabiają sobie w stolicy Francji na turystach. Zapewne każdy kto odwiedzał Paryż zetknął się z ulicznymi sprzedawcami, nie zawsze mówiącymi po francusku, którzy oferowali mu w miejscach turystycznych swój towar.

Okazuje się, że istnieje podział działań takich handlarzy według konkretnych specjalności. Dziennik przytacza opinię Guillaume’a Fauconniera, szefa wydziału ds. przestępczości zorganizowanej. I tak napoje i kwiaty są sprzedawane przez Hindusów i Pakistańczyków, a rozmaite „pamiątki” przez obywateli Afryki Zachodniej i ten podział „narodowościowy” trwa już od ponad trzydziestu lat.

REKLAMA

Dodajmy, że Pakistańczycy opanowali też rynek sprzedaży owoców w metrze. A na turystach zarabiają także np. sprzedawcy „akwarelek” (często z Europy wschodniej i południowej), „hazardziści” (b. Jugosławia, ale też północna Afryka), czy drobni oszuści, naciągacze i nieletni złodzieje (głównie Cyganie, często z Rumunii). Pomysłowość nie ma tu granic.

Czasami ktoś pomaga „znaleźć” na ulicy rzekomo złotą obrączkę i chce tylko drobnego napiwku. W czasie wojny w Syrii, Cyganki przebrane w arabskie chusty stawały się „uchodźcami” z tego kraju. Można też było spotkać żebrzących na skrzyżowaniach, którym cygański „patron” podrzucał dla większej wiarygodności… kule, którymi miał załadowaną całą furgonetkę. Częstym zjawiskiem było też przekazywanie sobie małych dzieci do żebrania w metrze.

Zarobki bywają różne. Detaliści na dole drabiny zarabiają nie wiele. Sprzedawcy miniaturek wież Eiffela czy breloków na Placu Trocadero przyznają się do 200 euro „na czysto” na miesiąc. W dodatku trzeba co pewien czas wiać przed policją. Fortuny zbijają dopiero hurtownicy. Jednak dla świeżych imigrantów bez prawa do pracy, taki dodatek do zasiłku to rzecz cenna.

„Siły policyjne dbają o to, aby turyści nie myśleli, że jest to rynek, który działa bezkarnie” – „Le Parisien” przywołuje opinię Oliviera Goupila, komisarza z siódmej dzielnicy Paryża. Uliczna sprzedaż bez opodatkowania jest przestępstwem. Od 2018 r. policjanci mają uproszczone protokoły na zajęte towary, które podlegają zniszczeniu. W ubiegłym roku przeprowadzono ponad 4000 takich procedur, ale to kropla w morzu tego biznesu.

Jeśli spryciarz nie zdąży uciec kończy się na konfiskacie towaru i pouczeniu. Sprzedawca idzie w krzaki i wyciąga stamtąd następną partię towaru…

Policja od czasu do czasu robi większą obławę. Zjawiają się funkcjonariusze na koniach, quadach, rowerach, wrotkach. Taka „pokazówka” zwalnia tempo handlu na jeden, dwa dni. Policja twierdzi, że migrancis-detaliści nie tworzą mafii i specjalnych struktur. Taka działalność to domena np. Chińczyków z ich sieciami salonów masażu. Wielokulturowość jak widać ubogaca i tworzy problemy o jakich niektórym się nawet nie śniło.

REKLAMA