
Mimo że od zaginięcia 5-letniego Dawida minął już ponad tydzień, to wciąż na jaw wychodzą nowe fakty. Wczoraj „Fakt24” podawał, że postępowanie kobiety w dniu zaginięcia jej synka było niejasne. Teraz portal TVP Info dotarł do zeznań 31-latki. Ich treść tłumaczy dziwne zachowanie.
Kobieta zgłosiła zaginięcie Dawidka dopiero przed północą, mimo że już ok. godz. 19.00 otrzymała od męża niepokojącego SMS-a, w którym mężczyzna groził, że „już nigdy nie zobaczy syna”.
– Zachowanie matki w tej sytuacji jest dla mnie niezrozumiałe. Zawsze, kiedy istnieje zagrożenie, że dziecku może się coś stać, kobiety reagują błyskawicznie, czasami nawet przesadnie. Każda matka w takiej sytuacji zareagowałaby szybciej, tym bardziej, że ta kobieta dużo wcześniej otrzymała wiadomość od męża z realną pogróżką, że więcej nie zobaczy syna. Dlaczego od razu nie zadzwoniła, chociażby na numer 112? We wszystkich podobnych przypadkach, z którymi miałem do czynienia, odzew matki był natychmiastowy. Tutaj mamy sytuację bardzo opóźnionej reakcji – ocenił w rozmowie z „Faktem” emerytowany policyjny negocjator Dariusz Loranty.
Nowe światło na sprawę rzucają zeznania matki Dawida, do których dotarł portal TVP Info. Wynika z nich, że po otrzymaniu złowieszczej wiadomości, kobieta była przekonana, że to kolejna złośliwość wyrządzona przez męża, nie zaś realne zagrożenie dla dziecka.
– Z jej relacji wynika, że ojciec Dawida kilkakrotnie miał nie odwieźć chłopca do niej na czas. I nie reagował na jej ponaglenia. Kobieta musiała wtedy jechać po dziecko do Grodziska. Mąż miał tłumaczyć później swoje zachowanie, że np. Dawid zasnął i nie chciał go budzić – mówił jeden ze śledczych, cytowany przez TVP Info.
10 lipca kobieta miała odczekać jakiś czas, a następnie udać się do Grodziska Mazowieckiego. Gdy okazało się, że mieszkanie jej męża jest zamknięte, a jego telefon nie odpowiada, po 22.00 kobieta zadzwoniła pod numer alarmowy 112, żeby zgłosić zaginięcie syna. Operator jednak powiedział jej, że musi to zrobić osobiście w jednostce policji. 31-latka pojawiła się na komendzie w Grodzisku Mazowieckim ok. godz. 23.30. Tuż potem ruszyły poszukiwania Dawidka.
– Kobieta złożyła zeznania w tym zakresie, przedstawiła swoją wersję, ale nie informujemy o szczegółach protokołu zeznań – poinformował w rozmowie z „Faktem24” rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie Łukasz Łapczyński.
Wiadomo, że matka 5-letniego Dawidka jest Rosjanką. Jej mąż był przedstawicielem handlowym. Poznali się podczas jednego z jego wyjazdów służbowych. Z informacji TVN24 wynika, że kobieta przyjechała do Polski wraz z Pawłem Ż. ok. 6-7 lat temu. Małżeństwo mieszkało z synkiem w Grodzisku Mazowieckim. Rosjanka pracowała w centrum kulturalnym w Warszawie, gdzie uczyła języka rosyjskiego. Rodzina Pawła Ż. to repatrianci z Kazachstanu.
Trzy tygodnie przed feralnym dniem kobieta miała wraz z 5-letnim synem wyprowadzić się z Grodziska Mazowieckiego do Warszawy. Według TVN24, znajomi rodziny przyznali, że małżeństwo często się kłóciło, a źródłem konfliktu miało być uzależnienie 32-latka od hazardu. Nałóg miał wpędzić mężczyznę w długi. Polak i Rosjanka mieli toczyć między sobą spór o opiekę nad dzieckiem. Kobieta rozważała złożenie pozwu rozwodowego.
Źródła: fakt.pl/tvp.info/TVN24