
Grzegorz Braun wspomina chwile, gdy Polacy zdobyli Moskwę. Analizuje późniejsze wydarzenia i smutno konstatuje, że na własne życzenie zaprzepaściliśmy wielką szansę na stanie się jeszcze większą potęgą. Przestrzega również przed wodą sodową, która bardzo łatwo uderza do głowy.
– 400 lat temu odstąpiliśmy spod Moskwy. To ostatni raz, kiedy byliśmy tam samodzielnie. Rzeczpospolita Polska prowadząca własną politykę, z dużym rozmachem – wspomina Braun.
– Wyprawa pod wojennym dowództwem hetmana Chodkiewicza przyniosła Polsce korzystny rozejm, który wyznaczył nowe granice z korektą na wschód. To ostatni moment w dziejach, kiedy Rzeczpospolita prowadzi prawdziwie suwerenną, z wielkim rozmachem, politykę na arenie światowej – analizuje reżyser.
Zauważa, że choć patrząc z perspektywy czasu do rozbiorów jeszcze bardzo daleko, to zdobycie Moskwy w 1610 roku było ostatnim wielkim zwycięstwem Rzeczpospolitej Obojga Narodów.
– W XVIIw. niestety zaczyna się odchodzenie od własnych cywilizacyjnych zmysłów – mówi Braun i jako przykład przytacza historię z 1610 roku, kiedy Polacy zdobywszy Kreml i dostawszy się do skarbca, znaleźli pozłacanego Pana Jezusa. Pomimo wielu sugestii, aby odesłać Go do Krakowa, porąbali i podzielili między siebie.
– Rzeczpospolita kończyła się wtedy na wysokości zatoki Fińskiej. Wielkość jednak mierzy się tym, co potem z tym robimy. Czy Pana Jezusa adorujemy, czy rąbiemy i chowamy po kieszeniach – wspomina.
– W polityce polskiej ciągle żywe są sentymenty, które wiążą nadzieję na powrót do potęgi. Właśnie dzięki realizacji podobnego scenariusza. Trzeba dotrzeć pod Moskwę i dzięki temu zrealizować nową wielką Rzeczpospolitą. Mam wrażenie, że w tym momencie Polacy poszliby daleko na wschód, ale nie mają już świadomości, co jest istotą siły ich polskiego projektu cywilizacyjnego – zauważa.
– Niech nam woda sodowa do głowy nie uderza. Nie konstruujmy współczesnych planów Polski, mierząc perspektywy wedle wiary ludzkiej. Obyśmy te granice, które mamy, byli w stanie napełnić jakąkolwiek sensowną treścią, jakąkolwiek cywilizowaną duchowością. A tego nie będzie, jeśli nie będziemy skłonni tych ostatnich wielkich chwil Rzeczpospolitej odpowiednio czytać. Także samokrytycznie – kończy Braun.