
120 przestępstw na 1000 mieszkańców to wskaźniki stolicy Katalonii, które umieszczają to miasto na czele mapy przestępczości w Hiszpanii. Barcelona to najmniej bezpieczne miasto w kraju, a jej zła reputacja rozchodzi sę po świecie.
Plaga kradzieży kieszonkowych, napaści i zaczepek dotyka mocno latem przede wszystkim turystów, ale stali mieszkańcy też mają już tego dość. Od 1 lipca w Barcelonie odnotowano
już np. osiem zabójstw (10 w całym roku 2018).
Ostatnio ambasada USA wydała nawet ostrzeżenie dla swoich obywateli przed przebywaniem w Barcelonie. Komunikat odradza np. noszenia na ręku drogich zegarków, a kobietom biżuterii. Kilka dni hospitalizowano 91-letnią turystkę z Francji, bo złodziej zrywając jej łańcuszek staruszkę przewrócił.
Przypomnijmy też niedawny przypadek ambasadora Afganistanu w Hiszpanii, o którym pisaliśmy. Dyplomacie zabrano drogi zegarek. Po napadzie zmarł tu też wysoki urzędnik z Korei Południowej, który wizytował Katalonię służbowo.
W Barcelonie statystyki podają liczbę 120 przestępstw na 1000 mieszkańców, a dla porównania na turystycznej Marbelli jest to 80, a w stołecznym Madrycie 74 na 1000. Władze miasta twierdzą, że to „normalne” problemy wszystkich dużych miast.
Innego zdania są mieszkańcy, którzy mówią o „kryzysie bezpieczeństwa” i postanowili podjąć działania, wysyłając na ulice „patrole obywatelskie”. Jest to rodzaj „brygad mieszkańców”, którzy ochraniają także turystów. Oferują pomoc ofiarom i świadkom przestępstw, w metrze schwytali już kieszonkowców. Tylko po co jeszcze płacić podatki?
Źródło: Le Figaro/ Valeurs Actuelles