
Rzecz jasna liczą po swojemu, czyli wliczają do strat także teoretyczne zyski, które wpływałyby do kasy państwa, gdyby radary mogły cykać swoje zdjęcia bez zakłóceń.
Koszty wymiany lub napraw uszkodzonych radarów stacjonarnych oscylują pomiędzy 30 000 a 80 000 euro za sztukę. Wymiana radaru trochę trwa, więc później dodaje się jeszcze straty ponoszone z tytułu utraconych wpływów z mandatów.
To już znacznie większe sumy, bo zjawisko niszczenia radarów przybiera we Francji charakter plagi. Dla przykładu tylko w jednym nadmorskim departamencie Bretanii – Côtes d’Armor, w wakacje, kiedy to trwają tam mandatowe „żniwa”, wszystkie 27 radarów w tym regionie było nieczynnych.
Dziennik „Le Parisien” obliczył koszt napraw rocznych na 65 milionów euro. Do tego dodano 300 milionów euro „strat” na mandatach. Wyszło 365 mln, czyli jeden milion dziennie.
Są do dochody wliczane do planowanych budżetów państwa i bezpowrotnie „tracone”. W 2018 r. „niedobór” budżetowy w zaplanowanych dochodach wyniósł 209 mln euro. W tym roku ma to być już suma 928 mln. Rząd spodziewa się z mandatów wpływu 455 mln, czyli mniej, niż połowę z planowanego 1 miliarda i 4 mln.
Ministerstwo finansów już dokonało korekty. Ocięto fundusze na bezpieczeństwo drogowe o 57 milionów, a na lokalną infrastrukturę drogową o 60 milionów. Na przyszłość lepiej nie opierać budżetu na wirtualnych dochodach i dodatkowym łupieniu społeczności mandatami. Swoją drogą, antyradarowy bunt Francuzów przynosi konkretne wyniki.
Źródło: Le Telegramme/ Le Parisien