Minimalna godzinówka czyli ewolucja płacy minimlanej

REKLAMA

Minimum 11 złotych brutto na godzinę – tyle powinien zarabiać każdy Polak niezależnie od formy zatrudnienia. Pomysł Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych ma stanowić remedium na „złe skutki umów cywilnoprawnych”.

Przewodniczący organizacji Jan Guz w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową podkreślił konieczność objęcia minimalnym wynagrodzeniem umów cywilnoprawnych, a także zapisania takiej stawki we wszystkich przetargach przeprowadzanych przez państwowe firmy oraz instytucje.

REKLAMA

Pomysł poparła „Gazeta Wyborcza”. Zdaniem dziennika, „w Polsce trzeba wprowadzić minimalną godzinówkę”, aby pomóc „blisko milionowi osób, których pensje uwłaczają ludzkiej godności”. „Wyborcza” współczuje zwłaszcza niskopłatnym pracownikom fabryk. Co ciekawe, dziennik równocześnie dość uczciwie omówił jedną z przyczyn ich niskich zarobków. W artykule „Głodowa praca na godziny” – obok zachęty do uregulowania przez rząd stawki minimalnego wynagrodzenia – znalazło się omówienie badań przeprowadzonych na Warmii i Mazurach przez dr. Sylwiusza Retowskiego ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Sopocie. Wynika z nich, że znaczna część pracowników godzi się na niższe zarobki, ponieważ wykonywana praca „jest dla nich czymś znanym: pracują wśród znajomych, a pensja – choć niska – pozwala na przeżycie. Tkwią w tym, bo szukanie lepszej posady wiązałoby się z ryzykiem i koniecznością ponoszenia kosztów, np. wyjazdu do innego miasta”. Na drugim biegunie są osoby, które od poczucia bezpieczeństwa wolały walkę o lepsze pieniądze i np. wyjechały – często w nieznane – za granicę.

Nad pomysłem pochylił się także Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL). Minister pracy i polityki społecznej przyznał na antenie RMF FM, że „rozważa możliwość wprowadzenia minimalnego, godzinowego wynagrodzenia za pracę”. Powinno ono być „na poziomie porównywalnym, adekwatnym do minimalnego wynagrodzenia miesięcznego, podzielonego po prostu na godziny”, czyli ok. 10 zł brutto. „Robimy teraz taki raport (…), czy to jest możliwe do wprowadzenia do kodeksu pracy” – podsumował.

Janusz Sejmej, rzecznik ministra pracy, zapewnił w rozmowie z gazetaprawna.pl, że choć resortowy departament prawa faktycznie przygotowuje rzeczony raport, to „żadne decyzje w tych sprawach nie zostały podjęte”. Dokładnej analizy wymaga zwłaszcza postulat wprowadzania „stawki godzinowej dla samozatrudnionych”. Polubowny ton rzecznika ma swoje drugie dno. Wszystko wskazuje na to, że resort nie chce teraz otwierać kolejnego frontu sporu z pracodawcami i zatrudnionymi na umowy cywilnoprawne. Sejmej przyznał, że w stosunku do tej drugiej grupy osób trwają „zaawansowane prace nad oskładkowaniem ich umów”. Można więc założyć, że „godzinówkami” rząd zajmie się dopiero wtedy, gdy powiększy szarą strefę, dobijając umowy cywilnoprawne.

REKLAMA