
Strajki klimatyczne i ciągłe wzbudzanie strachu przed nadciągającą katastrofą ekologiczną przez media zbierają swoje żniwo. Coraz częściej do psychologów zgłaszają się osoby wpadały w depresję ekologiczną.
Psycholodzy alarmują, że coraz więcej osób przychodzi do nich z problemami wywołanymi obawami o przyszłość naszej planety związane ze zmianami klimatycznymi.
Jedną z takich osób jest pani Martyna, która co jest zrozumiałe, wstydzi się przyznać publicznie, jakie myśli kotłują się w jej głowie. Matka 4-letniej dziewczynki notorycznie wpada w panikę odkąd zrozumiała, że jej córka może żyć na planecie, która nie będzie się już do tego nadawała.
– Na początku śmieszyły mnie i jednocześnie irytowały te wszystkie medialne alarmy. Jednak gdy poczytałam trochę fachowych analiz, to dotarło do mnie, że nie jest wesoło. Susze czy wymieranie zwierząt to poważne sprawy – opowiada dziennikarzowi wp.pl.
– Najgorsze jest to, że im więcej o tym myślę, tym bardziej czuję się wariatką. Mąż wprost kpi ze mnie i sugeruje, żebym zajęła się codziennymi sprawami – dodaje.
Inną formą wyrażania obaw związanych ze zmianami klimatycznymi jest ruch birthstrike, który polega na rezygnacji z posiadania dzieci ze względu na ekologię.
Jak widać zakrojona na szeroką skalę medialna kampania straszenia nieuchronną katastrofą odnosi skutek. Widać to nie tylko w postaci coraz większego poparcia dla powstających w wielu krajach „partii zielonych” ale także po stanie psychicznym poszczególnych obywateli.
Źródło: wp.pl