Trump narobił sobie bigosu na Bliskim Wschodzie? Kurdowie chcą zwrócić się w stronę Rosji i Asada

Kurdyjskie oddziały wojskowe fot. defence.gov
Kurdyjskie oddziały wojskowe fot. defence.gov
REKLAMA

Przedstawiciel kurdyjskich władz na obszarach północnej Syrii oświadczył we wtorek, że jeśli dojdzie do pełnego wycofania sił USA z obszarów przy granicy z Turcją, możliwe będą rozmowy z Damaszkiem i Rosją.

„Jeśli Ameryka opuści ten obszar, a w szczególności strefę przygraniczną, oczywiście my, jako samorządne władze (kurdyjskie) i jako SDF, będziemy zmuszeni do przestudiowania wszystkich dostępnych opcji” – powiedział w rozmowie z agencją Reutera Badran Dżia Kurd, przedstawiciel kurdyjskich władz zarządzających północnymi regionami Syrii. SDF to arabsko-kurdyjski sojusz Syryjskie Siły Demokratyczne, który kontroluje większość północnej części Syrii.

REKLAMA

„W takim wypadku może będziemy prowadzić rozmowy z Damaszkiem i stroną rosyjską, żeby wypełnić próżnię (po wycofaniu się wojsk USA z północnej Syrii – PAP) lub zablokować turecki atak. W przypadku powstania takiej próżni to może się rozwinąć i mogą być spotkania czy kontakty” – dodał.

Reuters zauważa, że po częściowym wycofaniu amerykańskich żołnierzy, którzy w północnej Syrii stanowili ochronę przed atakiem tureckim, dowodzone przez Kurdów siły stają przed dużym problemem. Według Reutera w poniedziałek Amerykanie wycofali stamtąd 50 żołnierzy, co – zdaniem agencji – otwiera drogę do tureckiego ataku przeciw kurdyjskim siłom.

Popierane dotychczas przez Amerykanów SDF, zdominowane przez kurdyjską milicję Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG), odegrały decydującą rolę w pokonaniu Państwa Islamskiego (IS) w Syrii. Ankara uważa YPG za organizację terrorystyczną.

Decyzję Amerykanów o wycofaniu żołnierzy SDF określiły jako „wbicie noża w plecy”.

Jednocześnie, również we wtorek, strona turecka poinformowała, że zakończyła przygotowania do operacji militarnej na północnym wschodzie Syrii. Ankara chce na obszarze przygranicznym utworzyć strefę bezpieczeństwa, aby – jak wyjaśniła – wyeliminować zagrożenie dla Turcji ze strony Kurdów oraz stworzyć warunki umożliwiające powrót do Syrii uchodźców.

Wysoki rangą urzędnik Białego Domu zastrzegł w poniedziałek, że decyzja o wycofaniu amerykańskich żołnierzy nie oznacza „zielonego światła” dla tureckiej ofensywy zbrojnej. Wyjaśniał, że chodzi o ochronę Amerykanów. Z kolei prezydent USA Donald Trump ostrzegł prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana przed „poważnymi kłopotami”, jeśli jakiś amerykański żołnierz ucierpi w czasie tureckiej ofensywy w północnej Syrii.

Broniąc decyzji o wycofaniu żołnierzy z tamtych terenów, Trump podkreślił, że wspieranie sił kurdyjskich w regionie jest zbyt kosztowne. Zagroził jednocześnie „całkowitym zniszczeniem” tureckiej gospodarki, jeśli kraj ten jego zdaniem posunie się w Syrii za daleko.(PAP)

REKLAMA