
Nie milkną echa tragicznej śmierci Mateusza Maja w Chile. Polak był lektorem języka angielskiego na Wall Street Institute. W Południowej Ameryce miał znaleźć szczęście swojego życia, jednak sielanka nie trwała długo.
Śmierć Mateusza Maja to efekt tragicznego przypadku. W kraju trwają od wielu dni protesty po zapowiedzi podwyżek cen biletów na metro. Na ulice wyszły tłumy, a chaos starają się wykorzystać złodzieje, którzy atakują sklepy.
Jeden z nich „odwiedził” sklep należący do teścia Maja. Teść jest byłym wojskowym, posiada własną broń, której też użył w czasie napadu. Tak się niefortunnie złożyło, iż na linii strzału niespodziewanie stanął Mateusz Maj i to on, a nie złodziej został postrzelony.
Polak trafił do szpitala, jednak próby ratowania jego życia przez lekarzy nie przyniosły skutku. Mateusz Maj w Chile oprócz pracy lektora języka angielskiego na Wall Street Institute miał także znaleźć szczęście swojego życia.
W lutym tego roku Mateusz Maj ożenił się z chilijką Fernandą Rojas Gonzalez. Mateusz Maj pochodził z Ryk, a do liceum uczęszczał w Lublinie. W przeszłości pracował także w Ashburnham Christian Trust.
Teść zmarłego Polaka usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania zabójstwa. Wciąż jednak trwa dochodzenie, które ma na celu wyjaśnienie okoliczności zdarzenia.
– Ci, którzy znali Mateusza, zapamiętają jego radość, dobroć, pozytywne nastawienie do życia oraz prostotę. Chcemy towarzyszyć rodzinie zmarłego w tych smutnych chwilach – podały w komunikacie władze chilijskiego oddziału Wall Street Institute.