
Aktywiści LGBT walczą z tradycyjnym zwrotem, które występuje w teatrach. Uważają, że hasło „panie i panowie” jest obraźliwe i powinno zniknąć z teatrów, na razie tych w Wielkiej Brytanii.
– Panie i panowie, prosimy o zajęcie miejsc – to zwrot, który od dekad funkcjonuje w brytyjskim teatrze. Wkrótce może się to zmienić.
W zeszłym tygodniu związek zawodowy Sprawiedliwość – zrzeszający aktorów wspierających LGBT – zwrócił uwagę na to hasło, określając go mianem „krzywdzącego”.
– Problem w tym, że osoby określające się jako niebinarne płciowo, tzn. nieczujące się ani kobietą, ani mężczyzną, same dotychczas mają problemy z ustaleniem, jak chcą być nazywane – podaje „Interia”.
We wrześniu piosenkarz Sam Smith ogłosił, że nie identyfikuje się z żadną płcią. Na Instagramie zażyczył sobie, by zwracać się do niego per „oni/one”.
– W moim ciele i umyśle zawsze trwała wojna. Myślę jak kobieta i czasami się zastanawiałem nad tym, czy chcę przejść zmiany płci. Wiem jednak, że to nie w tym rzecz – mówił w jednym z wywiadów Smith.
Wystarczyło wspomnienie Sprawiedliwości, by władze teatrów uległy politpoprawnemu szaleństwu. Teatr Narodowy w Wielkiej Brytanii zobowiązał się do nie używania zwrotu „panie i panowie”. Zapewne i inne wkrótce pójdą w jego ślady.
Grupa teatralna Royal Shakespeare Company zapewnił, że „dąży do stworzenia środowiska przyjaznego osobom, które identyfikują swoją płeć jako płynną”.
– Sztuka to wspólne doświadczenie artystów i audytorium. Dbamy o naszych widzów i nie chcemy nikogo urazić – zapewnia z kolei współwłaścicielka teatru Nimax, Nica Burns.
Źródło: interia.pl