
Marszałek Senatu Tomasz Grodzki w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” stwierdził, że ktoś chce jego śmierci. Według niego cała sprawa z oskarżeniami o korupcję, jest obliczona na to, by „pękło mu jakieś naczynie w głowie, lub nie wytrzymało serce”.
– To wszystko podła gra, bardzo niebezpieczna. Obliczona na to, że może mi jakieś naczynie w głowie pęknie albo serce się zatrzyma czy coś takiego – powiedział „Gazecie Wyborczej” marszałek Senatu Tomasz Grodzki. Czyżby ktoś naprawdę chciał jego śmierci?
Byłby to naprawdę oryginalny sposób na zamach. Jednak Grodzki przekonuje, że coś w tym jest. Co więcej, tajemniczy przeciwnik szczuje nie tylko na marszałka, ale również na osoby, które stają po jego stronie.
– Moje sumienie jest czyste, a próbują fabrykować dowody. Do pana Tadeusza Staszczyka przyszedł człowiek, który oferował mu 5 tys. zł, żeby Staszczyk mnie oskarżył. Odmówił, więc teraz tego starszego pana się hejtuje – mówi.
Polityk przekonuje, że obecnie przeżywa większe stresy niż w czasie gdy był chirurgiem.
– W pracy chirurga miałem stresy związane z ratowaniem ludzkiego życia, tu – nie waham się tego powiedzieć – wiążą się one z operacją ratowania ojczyzny.
Trudno nie odnieść wrażenia, że w tym wszystkim jest bardzo dużo przesady.
Źródło: „Gazeta Wyborcza”