
W 2019 r. przebywało w Grecji 75 000 imigrantów. Od początku tego roku przybyły dodatkowe 3000. Ponad połowa migrantów przybywa na pięciu greckich wyspacj: Lesbos, Chios, Samos, Kos i Leros.
Kolejne tysiące czeka w leżacej niedaleko od ich wybrzeży Turcji. Tymczasem schroniska greckie są już i tak przepełnione. Słynny obóz Moria na Lesbos zaplanowano na 2000 osób, a w tej chwili mieszka tam 19 000. Sytuacja jest napięta, a migranci otwarcie manifestują swoje niezadowolenie.
Niezadowoleni z sytuacji są też stali mieszkańcy wysp. Migranci odstraszyli turystów, życie na wyspach stało się koszmarem, a stan bezpieczeństwa znacznie pogorszył. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji antagonizmów nie brakuje.
Tubylcy obrócili swój gniew najpierw przeciw rządowi, później UE, a teraz samym migrantom. 3 lutego policja musiała tłumić protesty osób ubiegających się o azyl. Do zamieszek dochodziło jednak i w kolejne dni.
Dlatego mieszkańcy uznali, że policja nie panuje nad sytuacją na Lesbos i postanowili sami przejąć kontrolę nad bezpieczeństwem. Już dzień później doszło eskalacji napięcia, a uzbrojeni w kije mieszkańcy ganiali migrantów po ulicach portu.
Sytuacja nie jest łatwa do opanowania. Rząd chciałby przyspieszyć procedury azylowe i móc szybciej wydalać nielegalnych migrantów. Praw migrantów bronią organizacje pozarządowe. Migrantów przybywa, a gniew skazanych na nich mieszkańców rośnie… Chętnie chcieliby odesłać migrantów do… Niemiec.
Nach einigen Tagen Gefechtspause greifen die Schutzsuchenden auf Lesbos wieder an. Sie legen Brände und stürmen die Hauptstadt, um ihre Weiterreise nach Deutschland zu erzwingen. pic.twitter.com/5BldbxKjZh
— Negan Smith🇩🇪🇺🇸 (@Negan_Smith_twd) February 4, 2020
Źródło: Radio France