
Koronawirus nieoczekiwanie staje się przyjacielem kierowców i transportu samochodowego. Wszystko dlatego, że z powodu epidemii, według ekspertów, ceny paliw będą dalej spadać.
Według szacunków BP, światowe zapotrzebowanie na ropę zmniejszy się nawet o 40 proc. Jest to dobra informacja dla klientów indywidualnych i firm transportowych – spadnie bowiem cena paliwa.
– Zamiast 1,2 mln baryłek dziennie wydobywanych będzie zaledwie 800-900 tysięcy – prognozuje dyrektor finansowy BP Brian Gilvary.
Odpowiedzialny za zmiany jest koronawirus. Epidemia wpłynęła na rynek azjatycki, który jest kluczowy dla branży transportowej. Azjaci ograniczają podróże, a branża paliwowa już przygotowuje się na kryzys.
– Kraje OPEC powinny robić wszystko, by cena baryłki ropy wróciła do poziomu 65 dolarów – mówi Gilvary – Dziś na rynkach trzeba za nią zapłacić niespełna 55 dolarów. A jeszcze na początku roku było to 68 dolarów.
Wczoraj cena baryłki ropy Brent spadła na chwilę do mniej niż 49 dol. za baryłkę. To historycznie niski wynik.
W Polsce paliwo jest wysoko opodatkowane, dlatego nie odczuliśmy natychmiast zmian. Ale odczujemy – tak przynajmniej twierdzą eksperci.
– W perspektywie najbliższych dni utrzymuje się duże prawdopodobieństwo dalszych obniżek cen paliw na stacjach w różnej skali – mówią specjaliści BM Reflex.– Obniżki mogą jednorazowo sięgnąć na niektórych stacjach nawet kilkunastu groszy na litrze. Jednak średnio w skali kraju obniżki mogą być kilkugroszowe.
To jedna z niewielu pozytywnych rzeczy, które konsumentom przyniósł koronawirus. Miejmy nadzieję, że rząd tego nie zepsuje i nie spróbuje zatuszować obniżek jakimś tymczasowym podatkiem.
Źródło: Wprost