
Stany Zjednoczone żyją nową „rasistowską” aferą. Dziennikarka o chińskich korzeniach donosi, że w Białym Domu na koronawirusa mówi się… KUNG-FLU.
„Dziś rano urzędnik z Białego Domu nazwał koronawirusa 'kung-flu’ w mojej obecności. Zastanawiam się, jak nazywają to za moimi plecami” – napisała na Twitterze oburzona Weijia Jiang, korespondentka z Białego Domu.
Amerykanie są oburzeni i uważają to za przejaw ekstremistycznego rasizmu. Wśród komentarzy można znaleźć zarzuty, że to „zbrodnia nienawiści” (hate crime). Dobrze, że nie „myślozbrodnia”.
Co ciekawe, wielu komentujących twierdzi, że samo przypominanie, iż wirus miał początek w Wuhan w Chinach jest rasistowskie. Oczywiście jest też spore grono osób, które twierdzą, że ta „nowa nazwa” jest całkiem zabawna.
This morning a White House official referred to #Coronavirus as the “Kung-Flu” to my face. Makes me wonder what they’re calling it behind my back.
— Weijia Jiang (@weijia) March 17, 2020
"You can't stop me, i know Kung-Flu" pic.twitter.com/fGlxroDb2g
— Del0Nova (@Del0Nova) March 18, 2020
They are now calling it the kung-flu..
😅 #COVID19KE pic.twitter.com/Xpc0fTMxWe— Sero_zeven (@ZevenSero) March 18, 2020