
– Białoruska telewizja mówi, że nie ma co się bać. Centra handlowe są otwarte, a ludzie imprezują – powiedział piłkarz Dynama Brześć Siergiej Kriwiec. Na Białorusi żyje się tak, jak przedtem i nikt nie martwi się żadną epidemią. Czy jednak koronawirus oszczędzi państwo Aleksandra Łukaszenki?
Koronawirus póki co nie zebrał większego żniwa na Białorusi. Ilość zachorowań jest mniejsza nawet niż w Polsce. Do godz. 16 w niedzielę zachorowało 76 osób, z czego 15 zostało już wyleczonych. Nie ma żadnych informacji o zgonie z powodu Covid-19.
Kriwiec wyznaje, że on sam trochę się boi grać. Ale „nie zależy to od niego”. Na mecz jego drużyny z FK Smalawiczy „przyszło prawie cztery tysiące kibiców, czyli połowę mniej niż zwykle”.
– Przed wejściem na stadion każdy kibic, piłkarz, członek sztabu, pracownik klubu, miał mierzoną temperaturę przez służby – powiedział zapytany o to, czy na Białorusi nie ma żadnych obostrzeń. Natomiast miasta funkcjonują niemal tak samo, jak funkcjonowały wcześniej.
– Centra handlowe są otwarte, ludzie przemieszczają się komunikacją miejską, w sklepach wszystko jest, nikt nie wykupuje papieru i mięsa. Tak naprawdę nasze życie w ogóle się nie zmieniło – mówi Siergiej Kriwiec.
– Ja mieszkam w centrum miasta i widzę, że wieczorami tętni życiem. Ludzie imprezują. To przesada. W klubach nocnych raczej nikt nie mierzy temperatury na wejściu – dodaje.
– Na Białorusi podchodzą do koronawirusa bardzo spokojnie. Nie ma kwarantanny, poinformowano nas o liczbie zarażonych, to kilkadziesiąt osób – zaznaczył.
Źródło: wp.pl