
Justin Amash, przedstawiciel partii Libertariańskiej, będzie ubiegał się o urząd Prezydenta USA. Decyzja została ogłoszona w tym tygodniu, a on sam zapowiada, że w „Waszyngtonie potrzeba więcej pokory i wiary w ludzi”.
Justin Amash jest jedynym libertariańskim kongresmenem, który został wybrany w stanie Michigan. Od lat mówiło się o nim jako o następcy Rona Paula, ikony ruchu libertariańskiego w USA. Szans w wyścigu prezydenckim nie ma, ale może uzyskać najlepszy wynik „trzeciego kandydata” od lat i wprowadzić skrajnie wolnościowe poglądy do debaty publicznej w USA.
Justin Amash – kongresmen i kandydat na Prezydenta
Justin Amash był wybierany do amerykańskiego Kongresu kilkukrotnie z ramienia partii republikańskiej. Dziewięć miesięcy temu opuścił jednak jej szeregi i przez długi czas pozostawał niezależny, by ostatnio zasilić szeregi partii libertariańskiej.
Tym samym stał się pierwszym w historii przedstawicielem tego ugrupowania w Kongresie, a teraz dodatkowo kandydatem na urząd Prezydenta USA. Amash od lat był uważany za jednego z najbarzdiej wolnościowych kongresmenów, nazywany także następcą Rona Paula.
Jak nietrudno się domyślić Amash uzasadniając swą kandydaturę mówił o tym, że nie podobają mu się politycy ani republikanów, ani demokratów. – Dam ludziom alternatywę odzwierciedlającą poglądy milionów Amerykanów, różnorodność Amerykanów, którzy nie są reprezentowani przez przedstawicieli dwóch największych partii – mówi.
Justin Amash o pandemii koronawirusa
W Q&A dla „New York Times” Justin Amash odpowiedział na wiele pytań, z których wyłania się obraz jego poglądów. Polityk nie skrytykował możliwości wprowadzania ograniczeń przez władzę w stanie nadzwyczajnym, jaką jest pandemia koronawirusa, jednak podkreślił że wiele z nich nie ma sensu.
– Jest wiele takich ograniczeń, które nie są zdroworozsądkowe i denerwują ludzi i powodują, że ludzie ignorują gubernatorów i przywódców. Myślę, że to bardzo niebezpieczne – powiedział.