
W tym tygodniu francuskie MSZ dwukrotnie wyzwało do siebie ambasadora Wenezueli w Paryżu. To przypadek wyjątkowo rzadki. Chodzi o sytuację rezydencji ambasadora Francji w Caracas.
Ulica, na której znajduje się francuska placówka w Wenezueli została na początku maja zablokowana przez policję. Przepuszczani do niej są tylko dyplomaci. Kilka dni później odcięto budynek od prądu, a następnego dnia odłączono gaz. Na szczęście rezydencja ma generator.
Urzędnicy prezydenta Maduro posunęli się jeszcze dalej i w końcu odłączyli nawet wodę. Zamówionych beczkowozów nie wpuszczono.
Po powrocie do Caracas w lutym ubiegłego roku przywódca opozycji Juan Guaido niemal zniknął z publicznej sceny, prawdopodobnie z obawy przed aresztowaniem. Plotka głosi, że znalazł schronienie w rezydencji jednej z ambasad europejskich. Francuskiej?
Nie koniecznie, bo lewicowy dyktator w podobny sposób „odciął” także w Caracas ambasadę Królestwa Hiszpanii. Prądu i wody nie mają też placówki Austrii i RPA. Większość państw zachodnich nie uznaje już władzy Nicolasa Maduro i popiera Guaido jako pełniącego tymczasowo te obowiązki.
Prowadzone w Norwegii negocjacje utknęły, a reżim Maduro wspierają jeszcze Chiny, Rosja i Kuba. Ambasador Wenezueli w Paryżu usłyszał już, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych Francji potępia „poważne naruszenia konwencji wiedeńskiej” przez rząd Nicolása Maduro.
#Venezuela 🇻🇪
La France exprime sa ferme condamnation des mesures prises ces derniers jours venant porter atteinte au fonctionnement normal de notre représentation diplomatique à #Caracas.
Lire la déclaration 👉 https://t.co/e5ea19EEjX pic.twitter.com/vtkKCxH0Dg
— France Diplomatie🇫🇷 (@francediplo) May 13, 2020
Źródło: France Info