
Kilkuset kierowców wraz z pasażerami ich samochodów wzięło w sobotę udział w madryckim proteście przeciwko polityce hiszpańskiego rządu. Manifestanci, którzy sparaliżowali centrum stolicy, domagali się m.in. eliminacji restrykcji związanych z epidemią koronawirusa. Wcześniej w wielu hiszpańskich miastach doszło do manifestacji ulicznych i strać z kontrmanifestantami.
Głównym organizatorem nietypowej akcji protestacyjnej jest konserwatywna partia Vox, kierowana przez Santiago Abascala.
Uczestnicy manifestacji domagali się natychmiastowego zniesienia obostrzeń wynikających ze stanu zagrożenia epidemicznego, a także dymisji rządu w związku ze złym, ich zdaniem, zarządzaniem kryzysem sanitarnym przez gabinet premiera Pedro Sancheza.
Większość kierowców biorących udział w proteście używała klaksonów, a towarzyszące im osoby machały flagami państwowymi. Część manifestantów wykrzykiwała też antyrządowe hasła.
Władze Vox, trzeciej siły politycznej hiszpańskiego parlamentu, wcześniej uzyskały pozwolenie władz Madrytu na organizację sobotniej akcji protestacyjnej. Także i stołeczni urzędnicy w ostatnich tygodniach często krytykowali w mediach utrzymywane przez rząd restrykcje.
Protestowi nie sprzeciwiła się też prokuratura generalna, twierdząc, że protest w samochodach zmniejsza możliwość wzajemnego zakażania się przez uczestników manifestacji.
Sobotni protest jest kontynuacją trwających od ponad tygodnia nielegalnych manifestacji antyrządowych w aglomeracji Madrytu i wielu innych hiszpańskich miast. Głównym atrybutem manifestantów były garnki, w które uderzali podczas ulicznej akcji. W Madrycie manifestantów Vox atakowały lewackie bojówki.
Obowiązujący od połowy marca stan zagrożenia epidemicznego został w środę przedłużony do 7 czerwca przez Kongres Deputowanych, niższą izbę parlamentu Hiszpanii.
W Hiszpanii koronawirusem zaraziło się 290 tysięcy osób. 28,5 tysiąca zmarło. Wskaźnik umieralności jest po Belgii największy na świecie.