To miała być bomba biologiczna. Jak Białoruś ma się dwa tygodnie po Paradzie Zwycięstwa?

Aleksander Łukaszenko podczas Parady Zwycięstwa. Foto: PAP/ITAR-TASS
Aleksandr Łukaszenka. Foto: PAP/ITAR-TASS
REKLAMA

W połowie marca niemal cała Europa stanęła. Koronawirus spowodował gwałtowne i zdecydowane restrykcje wprowadzane przez kolejne rządy. Jedynym przywódcą, który pozwolił swoim obywatelom funkcjonować normalnie był białoruski prezydent Aleksander Łukaszenko. Dziewiątego maja zorganizował Paradę Zwycięstwa, a na taki krok nie zdecydował się nawet sam Władimir Putin. Jak teraz wygląda sytuacji epidemiczna u naszego wschodniego sąsiada?

Wielu ekspertów sądziło, że organizacja tak wielkiej imprezy masowej w stolicy Białorusi jaką była Parada Zwycięstwa, będzie kolejną bombą biologiczną. Na defiladzie pojawiło się przecież wiele osób w sędziwym wieku, weteranów wojennych i członków ich rodzin. Jak wiemy, to właśnie ludzie starsi są najbardziej narażeni na tragiczne konsekwencje zakażeniem koronawirusem.

Rywalizacja z Putinem

Łukaszenko od samego początku epidemii powtarzał, że żadnej blokady dla gospodarki i życia społecznego nie będzie. Słowa dotrzymał. Liga białoruska jest jedyną w Europie, której rozgrywki nie zostały przerwane. Można też organizować imprezy masowe. Część z nich się nie odbyła, ale to nie względu na centralne rozporządzenia, tylko przez decyzje samych organizatorów. Prezydent Białorusi zorganizował w Mińsku Paradę Zwycięstwa, czego nie zrobił sam Władimir Putin w Moskwie. Zdaniem ekspertów Łukaszenko potraktował to jako swego rodzaju rywalizację.

REKLAMA

„Defiladą w Mińsku Łukaszenka chce utrzeć nosa Putinowi” – oceniał na początku maja politolog Waler Karbalewicz. „Niecodziennie udaje się być górą wobec gospodarza Kremla” – wskazał z kolei analityk Alaksandr Kłaskouski.

Bomba nie eksplodowała?

Obserwatorzy w innych krajach Starego Kontynentu przyglądali się z zapartym tchem tysiącom ludzi na ulicach Mińska. Spodziewano się scenariusza lombardzkiego. Organizacja meczu między włoską Atlantą Bergamo a hiszpańską Valencią FC w Lidze Mistrzów została nazwana bombą biologiczną. Tysiące kibiców, którzy wrócili na Półwysep Iberyjski z Włoch po marcowym spotkaniu, mocno przyspieszyło rozwój epidemii w Hiszpanii. Podobnego scenariusza spodziewano się na Białorusi.

Tymczasem dane tamtejszego Ministerstwa Zdrowia nie potwierdzają dramatycznych skutków defilady. Od końca kwietnia odnotowuje się mniej więcej 800-900 przypadków zakażeń każdego dnia. Po dziewiątym maja nie nastąpił ich dramatyczny wzrost. Według stanu na 23. maja 2020 r. – liczba infekcji wyniosła 35 244. Koronawirus zabił tam do tej pory 194 osoby.

Białoruś znajduje się w grupie krajów z najniższą potwierdzoną liczbą przypadków śmiertelnych, wywołanych przez Covid-19. Dla porównania w Szwecji (gdzie, tak jak na Białorusi, nie ogłoszono kwarantanny) przy 32 809 potwierdzonych zakażeniach, liczba zgonów osiągnęła prawie cztery tysiące. W Polsce 990 potwierdzonych przypadków śmiertelnych było przy ogólnej liczbie zakażeń na poziomie 20 838.

Źródła: NCzas.com, zen.yandex.ru, PAP

REKLAMA