
Informacja może trochę dziwić. Rząd Izraela ogłosił w niedzielę 7 czerwca, że uruchomił pierwszą linię produkcyjną masek, która produkuje dwa miliony sztuk miesięcznie. Naród ten zna się na handlu, więc uruchamianie produkcji w czasie, kiedy pandemia koronawirusa się kończy, wydaje się mało logiczne.
Może to być dowód na to, że nawet narody mają łeb do interesu, jeśli cedują biznes na sektor publiczny i państwo na tym raczej nie zarobią. Rząd twierdzi, że maski się przydadzą, bo trzeba się obawiać „drugiej fali” zarażeń.
Albo wiedzą coś więcej, albo to tylko usprawiedliwianie niedołężności izraelskiej wersji socjalizmu. Odnotowano tu nie całe 18 tys. zarażeń i 297 zgonów. Jednak może być coś na rzeczy z tą drugą falą, bo w ostatnich dniach zamknięto ponad sto szkół, po tym jak setki uczniów i nauczycieli miało pozytywny wynik testu na Covid-19.
Według Ministerstwa Edukacji ponad 17 000 osób znalazło się na kwarantannie. Państwowa linia produkcyjna masek typu N95 znajduje się w małym miasteczku Sderot, sąsiadującym ze Strefą Gazy. Maszyny produkcyjne sprowadziło z Chin… Ministerstwo Obrony. Nad produkcję czuwa firma Sion Medical.
Preparing for a 2nd wave of COVID-19: The Directorate of Production and Procurement in IMoD and Sion Medical have inaugurated Israel’s 1st production line for N95 masks. The line is located in the city of Sderot in southern Israel & can produce up to 2 million masks per month pic.twitter.com/6qqSwk1urA
— Ministry of Defense (@Israel_MOD) June 7, 2020
Źródło: Le Figaro Economie