
Bartłomiej Misiewicz, słynny „pupil Antoniego Macierewicza” powrócił. Marzy mu się podbicie rynku alkoholi. Lansuje też swoje nazwisko w kolejnych wywiadach.
Bartłomiej Misiewicz, w szczerej rozmowie z Piotrem Witwickim z Polsat News, opowiedział m.in. o pobycie w areszcie.
Dziennikarz zapytał byłego rzecznika, czy powinien „zasalutować na powitanie” aby „przypomnieć stare, dobre czasy ministerstwa obrony narodowej”.
– Fakt, stare czasy… Żołnierz, zgodnie z protokołem wojskowym, gdy ma nakrycie głowy oddaje honor każdemu – stwierdził Misiewicz.
„Dieta aresztowa”
W dalszej części rozmowy Witwicki pytał Misiewicza o jego fizyczną przemianę. Nie da się nie zauważyć, że były „pupil Macierewicza” poważnie schudł.
– Zrzuciłem sporo kilogramów w czasie pobytu w areszcie, ale także dzięki treningom i diecie – powiedział były rzecznik.
Misiewicz spędził w areszcie niemal pół roku. Nie wspomina tego okresu zbyt dobrze.
– Nie należy, to do najprzyjemniejszych rzeczy w życiu człowieka. Nie chcę zgrywać twardziela. Cieszę się, że mam to za sobą i czekam na proces. Jestem przekonany, że udowodnię swoją niewinność – opowiadał w wywiadzie.
Według byłego rzecznika MON areszt to prawdziwa katorga, a „czas tam płynie inaczej”.
„Ksiądz mi tłumaczył, że areszt jest jak czyściec”
Dziś wielu polityków, którzy zaczynali swoją przygodę z działalnością opozycyjną w PRL, ma za sobą doświadczenie więzienia. Należy do nich m.in. Janusz Korwin-Mikke. Prezes jednak nigdy tak rzewnie nie uskarżał się na pobyt w placówce karnej, jak Misiewicz na pobyt a areszcie.
– Ja spędzałem czas w totalnej izolacji. Największym wydarzeniem w ciągu dnia był dla mnie godzinny spacer. Czasem ktoś z bliskich mnie odwiedzał. Wiele osób nie jest w stanie wytrzymać ze sobą non stop na kilku metrach kwadratowych. Ksiądz mi tłumaczył, że areszt tymczasowy jest najtrudniejszy dla psychiki, to jest taka dusza cierpiąca w czyśćcu – nic nie możesz zrobić. Nie możesz nawet odliczać dni, bo nie wiesz czy ci przedłużą areszt, czy nie. Na zewnątrz ludzie mogą o ciebie walczyć albo nie, ale ty nic nie możesz zrobić. Nie masz punktu zaczepienia i wiele osób traci przez to nadzieje – opowiada o swoich doświadczeniach były rzecznik.
Faktem pozostaje jednak, że według wielu ekspertów w Polsce nadużywa się tej formy zatrzymania. Przypuśćmy np., że Misiewicz mimo wszystko okaże się niewinny. W tym przypadku półroczny areszt wydaje się nieludzką formą prewencji. Sam zainteresowany nie chce tego komentować.
– Nie chcę się wypowiadać czy się go nadużywa. Dla mnie to był ciężki okres i mam nadzieję, że mimo wszystko pozostałem normalny – powiedział.
Grozi mu do 10 lat. „Takie zarzuty można postawić każdemu”
Bartłomiejowi Misiewiczowi grozi do 10 lat pozbawienia wolności. Podejrzewa się go o przekroczenie uprawnień.
– Konia z rzędem temu, kto znajdzie urzędnika państwowego, któremu nie można postawić zarzutu przekroczenia uprawnień, no chyba, że jest zupełnie niedecyzyjną osobą – stwierdził Misiewicz.
Obecnie były rzecznik MON próbuje swoich sił w branży alkoholowej. Sprzedaje nawet własną wódkę.
Źródło: tygodnik.polsatnews.pl