
Zapowiedzi polityków jedno, rzeczywistość drugie. Rząd na każdym kroku podkreśla, że sytuacja epidemiczna na Śląsku jest pod kontrolą. Odmienne zdanie na ten temat ma rodzina górnika z Mizerowa.
Kwarantanna teoretycznie powinna trwać 14 dni. Chyba, że wcześniej wykonany test na obecność koronawirusa da wynik negatywny. Tymczasem cała rodzina Gojnych z Mizerowa od 13 maja przebywa na kwarantannie. I końca ich gehenny nie widać.
Ognisko koronawirusa w Polsce znajduje się aktualnie na Śląsku, wśród górników. Pan Łukasz z kopalni „Pniówek” miał kontakt z zakażonymi, więc został wysłany na kwarantannę. Wraz z całą rodziną.
To był 13 maja. Testy na obecność koronawirusa wykonano dopiero 27 maja. Okazało się, że pan Łukasz również jest chory na Covid-19, choć chorobę przechodzi całkowicie bezobjawowo. Testy członków rodziny – żony i dwójki dzieci w wieku 8 i 12 lat – gdzieś zaginęły. Po prostu nie ma.
Błędna data w systemie
Mijają cztery tygodnie, a rodzina wciąż przebywa na kwarantannie. Okazało się, że ktoś popełnił „błąd” i wpisał rodzinę do systemu dopiero 25 maja, czyli po 12 dniach. Formalnie od tego dnia dopiero zaczęła się kwarantanna.
Rodzina czuje się bezsilna, pozostawiona na pastwę losu. Z domu boi się wychodzić w obawie przed kontrolą, a w następstwie drakońskimi karami (do 30 tys. zł). Co ciekawe, służby kontrolują tylko pana Łukasza, ale nigdy nie wiadomo, czy któregoś dnia nie skontrolują pozostałych członków rodziny.
Dodzwonić się do sanepidu to jak trafić szóstkę w totka
Kontakt z sanepidem jest praktycznie niemożliwy. Linia telefoniczna jest wiecznie zajęta, a na maile nikt nie odpisuje.
– Do sanepidu można dodzwonić się tylko w nocy. Wtedy jednak osoby dyżurujące przekazują informacje osobom pracującym na rano – wskazuje z rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim” pani Monika.
Skoro rodzina została wpisana do systemu dopiero 25 maja, to ta powinna się zakończyć 7 czerwca. Ale wciąż nie ma żadnej informacji od sanepidu. Pan Łukasz, żeby wrócić do pracy, musi mieć przynajmniej dwukrotnie negatywny wynik testu.
Pani Monika boi się z kolei, że nie dostanie właściwego zaświadczenia o przebywaniu na kwarantannie. Czyli od momentu, kiedy faktycznie nakazano jej pozostać w domu. A to może zwiastować konsekwencje w pracy, przede wszystkim finansowe.
– Na kwarantannie przebywamy od 13 maja i pierwotnie miała trwać do 26 maja. Pani z sanepidu Tychach w poniedziałek 25 maja dzwoniła poinformować nas, że kwarantanna się nam przedłuży do dnia otrzymania wyniku negatywnego i po raz kolejny wzięła od nas dane. Na podstawie błędnych dat w systemie zostanie wystawiona decyzja (pewnie z błędna datą), którą przecież musimy przedstawić swoim pracodawcom jako uzasadnienie naszej nieobecności w pracy. Nie wiemy, co robić – opisuje brutalną rzeczywistość żona górnika.
Źródło: Dziennik Zachodni