
Tureckie okręty wojenne i samoloty bojowe przeprowadziły zakrojone na szeroką skalę manewry we wschodniej części Morza Śródziemnego. Ocenia się, że ta demonstracja siły może mieć związek z konfliktem w Libii.
W manewrach brało udział 8 fregat i korwet, a także 17 samolotów F-16 oraz śmigłowce bojowe. Ćwiczenia nazwane „Pełnym morzem” trwały 8 godzin. Tureckie media państwowe opisały te manewry właśnie jako „pokaz siły”.
Manewry mają związek z sytuacją w regionie. Nie tylko w Libii, ale w Syrii. Łączone są też z napięciami między Turcją a Grecją, związanymi ze spornymi obszarami podwodnymi, bogatymi w ropę i gaz.
W Libii Turcja popiera uznany przez ONZ rząd Unii Libijskiej (GNA) przeciwko siłom marszałka Khalifa Haftara. Haftara wspiera Rosja, Egipt, Emiraty Zjednoczone Emiraty Arabskie i po cichu Francja. W ostatnich tygodniach wojska GNA odepchnęły siły Haftara od Trypolisu, m.in. dzięki tureckim dronom. Rosja była gotowa przebazować tam dla równowagi sił swoje samoloty z Syrii.
Turcja dostarcza do Libii broń i nie uznaje kontroli statków, prowadzonej przez misję morską Unii Europejskiej. 10 czerwca frachtowiec płynący do Libii – i podejrzewany o przewóz broni – był eskortowany przez tureckie okręty wojskowe. Turecki prorządowy dziennik Yeni Safak poinformował 12 czerwca, że Ankara może założyć w Libii dwie bazy wojskowe.
Od kilku miesięcy Turcja prowadzi też wzmożone wiercenia poszukiwawcze u wybrzeży Cypru, ignorując grecką i europejską presję. Ankara uważa, że ma do takich wierceń prawo.
Tymczasem w Parlamencie Europejskim powstała grupa ds. współpracy z Turcją, która zrzesza parlamentarzystów różnych frakcji politycznych. Jej przewodniczącym został europoseł Ryszard Czarnecki (PiS) i wydaje się, że zaczyna działania od rzucenia się na „głęboką wodę”.
Źródło: Le Figaro/ AFP