
Czy Francja znowu pogrąży się w demonstracjach „żółtych kamizelek”? Zapowiadana na 12 września mobilizacja tego ruchu po wakacjach i okresie izolacji spędza sen z oczu prezydenta Emmanuel Macrona i rządu.
Według „Le Parisien”, „żółte kamizelki” od tygodni planują wielki powrót i masową mobilizację na 12 września. Kilka grup i niektóre postacie ruchu, takie jak np. satyryk Jean-Marie Bigard, powielają wezwania do demonstracji w sieciach społecznościowych.
Kryzys zdrowotny powoli zmienia się w kryzys gospodarczy, a ten był właśnie motorem napędowym ruchu protestu. Wszystko zaczęło się przecież od wzrostu cen paliwa (podatek „węglowy”), spadku siły nabywczej gospodarstw domowych i reformy emerytalnej.
Benzyna staniała, reformy „zreformowano” i odłożono na później, ale kondycja gospodarki pogarsza się, a wzrosło np. bezrobocie. Problemy budzi powrót uczniów do szkół, na ulcie wyjdą te z przeciwnicy ustawy bioetycznej. Paliwa do protestów więc nie zabraknie.
Trzeba tu dodać, że chociaż mocno zmarginalizowany w czasie pandemii ruch żółtych kamizelek nigdy nie wygasł. Przejeżdżając przez Francję, można było często na lokalnych rondach zobaczy c ich pikiety.
Politycy spodziewając się kryzysu ekonomicznego, mówią o możliwości eksplozji społecznego gniewu. Ministerstwo Gospodarki ma być świadome sytuacji. Państwo nie może długoterminowo wspierać finansowo firm. Rząd gwarantował pożyczki do 300 miliardów euro, w szczególności w celu wsparcia przedsiębiorstw z sektora turystyki, hotelarstwa, czy gastronomii. To samo dotyczy jednak transportu i przemysłu.
Francja nie może sobie pozwolić na wydawanie w nieskończoność setek miliardów w celu wspierania sektorów, które ucierpiały od pandemii. Tym bardziej, że jej końca nie widać. „Le Parisien” podpowiada, ze ofiarami padn a najpierw pracownicy niewykwalifikowani. W przyszłości to kolejne „potencjalne żółte kamizelki”. Nadciąga kolejna żółta burza?