
Węgry grożą zablokowaniem prac nad wieloletnim budżetem UE i funduszem odbudowy, jeśli nie dostaną gwarancji w sprawie tzw. mechanizmu praworządności. Bruksela za pomocą kar finansowych chce narzucić Węgrom jak mają organizować sobie państwo.
To kolejna odsłona ciągnącego się od lat sporu, dotyczącego warunkowania „pieniądze za praworządność”. W lipcu na szczycie UE szefowie państw i rządów zgodzili się na ogólne zapisy w tej sprawie. Na wniosek Polski i Węgier zastąpiono szczegółowy opis rozwiązań stwierdzeniem, że Rada Europejska podkreśla znaczenie poszanowania praworządności i na tej podstawie wprowadzony zostaje system „warunkowości” w celu ochrony budżetu.
Parlament Europejski uznał to za osłabienie wcześniej proponowanych rozwiązań podkreślając, że będzie walczył o taki mechanizm, jaki jeszcze w 2018 roku zaproponowała Komisja Europejska. Teoretycznie projekt ten, zgodnie z którym państwu członkowskiemu, które wedle eurokratów ma problemy z praworządnością, można dość łatwo zamrozić fundusze, cały czas jest przedmiotem dyskusji. Do przyjęcia tego rozporządzenia nie trzeba jednomyślności, a tylko kwalifikowanej większości państw członkowskich.
Między młotem a kowadłem
Węgry – jak wynika z nieoficjalnych doniesień – zagroziły jednak, że zablokują decyzję w sprawie funduszu odbudowy, jeśli sprawa nie będzie traktowana pakietowo. Negocjacje dotyczące wieloletniego budżetu UE, które z europarlamentem prowadzi w imieniu państw członkowskich niemiecka prezydencja, rozpoczęły się w minionym tygodniu.
Europosłowie domagają się bardziej rygorystycznych zapisów w sprawie powiązania dostępu do budżetu z praworządnością. – Jesteśmy między młotem i kowadłem – przyznał dyplomata zaangażowany w te negocjacje.
Według niego kwestia praworządności jest teraz największym problemem w rokowaniach dotyczących funduszu odbudowy i wieloletnich ram finansowych UE. To oczywiście tylko pretekst, by za pomocą pieniędzy Bruksela mogła narzucać swe władztwo takim państwom jak Węgry czy Polska. Rozmowy między państwami członkowskimi w sprawie potencjalnego kompromisu już trwają. Ma on zmierzać do złagodzenia zapisów zaproponowanych przez KE, tak by były one do zaakceptowania przez Budapeszt oraz mniej aktywną obecnie w tej sprawie Warszawę.
Budapeszt wykorzystuje sytuację
– Węgierski miecz Damoklesa wisi nad całym pakietem – powiedział rozmówca PAP. Jak zaznaczył Budapeszt wykorzystuje sytuację, bo nie jest pod taką presją jak najmocniej dotknięte kryzysem państwa południa Europy, które czekają na kroplówkę finansową z UE. – Są kraje, które nie mają czasu – przypomina.
Szef Rady Europejskiej Charles Michel przyznał w piątkowej rozmowie z grupą dziennikarzy, że rozwiązanie „kwadratury koła” w sprawie praworządności jest największym wyzwaniem dla wdrożenia porozumienia dotyczącego funduszu odbudowy.
– Temat jest trudny, ale nie nowy. W lipcu zrobiliśmy duży krok w tej sprawie i teraz musimy kontynuować – powiedział Michel, którego cytuje Reuters.
Mało czasu na decyzję
Kolejna runda rozmów w sprawie wieloletnich ram finansowych i funduszu odbudowy między państwami członkowskimi a PE ma się odbyć w poniedziałek. Nowa propozycja dotycząca powinna być wypracowana w ciągu kilku najbliższych tygodni.
Aby porozumienie w sprawie budżetu i funduszu odbudowy mogło wejść w życie, swoją zgodę musi wyrazić PE. Dodatkowo parlamenty państw członkowskich muszą ratyfikować decyzję o zwiększeniu pułapu zasobów własnych UE. Wieloletnie ramy finansowe i związane z nimi zasady powinny obowiązywać od 1 stycznia przyszłego roku.