
Emerytka z Gliwic wybrała się do banku, by załatwić pewne formalności. Tam dowiedziała się, że według Zakładu Ubezpieczeń Społecznych nie żyje.
Szokującą sytuację opisuje lokalny portal nowiny.gliwice.pl. 65-letnia kobieta 18 sierpnia miała wyjechać do Niemiec. Kilka dni wcześniej przyszła do banku, by załatwić formalności – zlecić przelewy, by nie zaprzątać sobie nimi głowy podczas urlopu.
Zgodnie z obowiązującymi epidemicznymi wytycznymi, do placówki weszła w maseczce. Podała przez okienko dowód osobisty. Pracownica banku nie dowierzała. Poprosiła kobietę, by zdjęła maseczkę. Zaczęła się jej przyglądać. Gdy ustaliła, że to naprawdę pani Wanda, wyznała, co pokazuje system.
A system pokazywał panią Wandę „na szaro”, co powinno oznaczać, że nie żyje. Według systemu ZUS, 65-latka zmarła 27 lipca 2020 roku. Państwowy ubezpieczyciel zdążył już nawet nakazać zwrot emerytury, która miała wpłynąć na konto 65-latki.
„W pierwszej chwili pomyślałam, że ktoś włamał mi się na konto i ukradł pieniądze. Ale tego, co usłyszałam, się nie spodziewałam. Jak to, umarłam?! Przecież jestem tu, stoję, a jutro jadę do Niemiec!” – relacjonuje pani Wanda.
Szczęście w nieszczęściu, że 65-latka akurat poszła do banku. Gdyby nie to, mogłyby ją czekać problemy na granicy oraz brak dostępu do gotówki. W końcu bank miał zadbać o to, by do ZUS-u zwrócić wypłaconą wcześniej emeryturę.
Okazało się, że szokującemu nieporozumieniu winny jest pracownik ZUS-u w Zabrzu. Na podstawie złożonego aktu zgonu dokonał błędnej identyfikacji zmarłej w systemach informatycznych. W rzeczywistości zmarła osoba o takim samym imieniu i nazwisku, a pracownik najwyraźniej „odhaczył” pierwszą osobę na liście, nie sprawdzając kolejnych danych identyfikacyjnych – PESEL-u, adresu itp. Podobno wobec pracownika urzędu zostały wyciągnięte konsekwencje służbowe.
Źródło: gliwice.nowiny.pl / NCzas