
Były boss „Pruszkowa” Słowik rozkręcił niemały biznes za kratami. Wszystkie dzięki pięknym adwokatkom, które owinęły sobie wokół palców klawiszy.
Koniec tygodnia nie był najlepszy dla Zbigniewa Ziobry i jego ludzi. Jednak to co wydarzyło się w nadzorowanej przez jego resort Służbie Więziennej brzmi jak scenariusz filmu Patryka Vegi.
„Wirtualna Polska” opisała zaskakujący biznes, który za przyzwoleniem klawiszy rozkręcił w Areszcie Śledczym Warszawa – Białołęka nikt inny, jak były boss „Pruszkowa” – Słowik.
Jak tego dokonał? Pomogły w tym trzy piękne adwokatki gangsterów, które skorumpowały blisko dwudziestu byłych podwładnych Patryka Jakiego.
Dzięki skorumpowaniu funkcjonariuszy Słowik i jego kumple mogli handlować w warszawskim areszcie, czym tylko chcieli.
– Skorumpowani oddziałowi, funkcjonariusze nadzorujący widzenia czy doprowadzający aresztowanych otrzymywali od przestępców regularne comiesięczne pensje w wysokości 1000 złotych. W zamian za to w areszcie kwitł regularny handel narkotykami, marihuaną i mefedronem – opisuje proceder odkryty przez prokuraturę red. Mariusz Gierszewski.
– Do osadzonych trafiały także telefony komórkowe, sterydy, strzykawki i igły do iniekcji sterydów, karty mikro SD, perfumy i alkohol – dodaje reporter WP.
Według śledczych z Prokuratury Okręgowej Warszawa – Praga w Warszawie zorganizowaną grupą przestępczą w areszcie kierowali: Andrzej Z., ps. Słowik, nieżyjący już Zbigniew C., ps. Daks czy gangsterzy mokotowscy Sebastian L., ps. Lepa i Artur N.
Natomiast na wolności działała kilkuosobowa grupa, która kupowała dla nich narkotyki i inne towary. Kurierkami i inkasentkami gangu były trzy piękne młode adwokatki: Olga J., Monika Ch. i Anna C.
Dzięki skorumpowaniu strażników mogły wnosić na teren aresztu narkotyki i inne towary, a później odbierać za nie pieniądze. Mało tego, od skorumpowanych funkcjonariuszy SW ludzie gangu otrzymywali informacje o planowanych kontrolach cel i dane innych funkcjonariuszy.
Te dane posłużyły im później do szantażowania i zastraszania pozostałych klawiszy. A wszystko to kwitło pod nosem Ziobry i Jakiego.
Biznes pod nosem Ziobry i Jakiego
Jak ustaliła prokuratura biznes kwitł bowiem od czerwca 2017 roku. Gangsterzy płacili gotówką lub rodziny osadzonych wpłacały pieniądze na rachunki bankowe prowadzone przez jedną z adwokatek.
Towary po areszcie roznosili funkcjonariusze SW współpracujący z osadzonymi, którzy pełnili różne funkcje: korytarzowych, fryzjerów, łaziennych.
Sprawa wyszła na jaw, bo kumpli sypać zaczął jeden ze skruszonych gangsterów. W ręce śledczych wpadły wkrótce grypsy opisujące handel narkotykami i nielegalnie posiadana przez gangsterów plomba aresztu śledczego.
Jak wskazuje Gierszewski adwokatki wpadły z przemytem już wcześniej. Raz – w grudniu 2019 roku wpadła Monika Ch., przy której znaleziono 3,5 grama marihuany. Z kolei Anna C. chciała w kwietniu 2020 roku wnieść na widzenie adwokackie suplementy diety i karty micro SD z zeskanowanymi dokumentami z akt jednego z postępowań Prokuratury Okręgowej.
Adwokatki i funkcjonariusze trafili na trzy miesiące do aresztu.
Źródło: WP