
Choć obecnie mamy wspaniałą kadrę skoczków narciarskich – Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła i inni – to wśród juniorów nie ma z czego wybierać. Adama Małysz chciałby, aby z pomocą przyszło… wojsko.
– Jest problem i trudno zdiagnozować jego przyczynę. Musimy spotkać się i porozmawiać, a następnie podjąć działania – twierdzi Adam Małysz, dyrektor Polskiego Związku Narciarskiego.
O co chodzi? O ile obecną kadrę mamy wspaniałą, to z juniorów nie da się nawet wystawić grupy do drużynowych.
– Wydaje się, że system wypracowany w Polsce za kadencji Stefana Horngachera funkcjonuje, lecz gdzieś jest błąd. Problem jest też w młodzieży, która pojawia się, a następnie szybko odchodzi ze skoków. Nie mamy z czego wybierać – ujawniał Małysz na łamach „Rzeczpospolitej”.
Horngacher zrobił wspaniałą robotę jeśli chodzi o kadrę – przywrócił świetność polskim skokom. Jednak mówi się, że zignorował młodzików i dlatego istnieje ryzyko, że obecnych mistrzów nie będzie miał kto zastąpić.
Za czasów Horngachera młodsi skoczkowie mieli mieć zablokowany dostęp do kadry A. To oznaczało, że musieli oni skakać pro publico bono.
– Niektórzy mają rodziny, inni są na swoim lub chcą się wyprowadzić od rodziców i nie mają za co żyć. Nie mają wyników, więc nie ma stypendium ani sponsorów. Muszą wybrać: praca albo skoki – mówi Małysz.
Adam Małysz twierdzi, że rozwiązanie jest stworzenie klubu wojskowego. To samo proponuje trener Maciej Maciusiak.
– Może trzeba wziąć przykład z innych. W Austrii, Niemczech czy nawet we Włoszech funkcjonują kluby wojskowe, dzięki czemu zawodnicy mogą liczyć na stałe dochody, pracując właśnie w wojsku czy policji. Gdy idzie im słabo, mogą liczyć na pracę. Do tego potrzebna jest pomoc rządu, Polski Związek Narciarski zajmuje się szkoleniem – ocenia.
Źródło: „Rzeczpospolita”. „Wirtualna Polska”