Wojna się skończyła, ale konflikt nie

Górski Karabach Fot. screen Twitter
REKLAMA

Rosyjski wywiad ze zgrozą skonstatował, że na lotniskach wojskowych Azerbejdżanu lądują tureckie transportowce, które przewożą sprzęt dla mających być utworzonych trzech baz wojskowych. Już wizja powstania jednej bazy tureckiej przestraszyła Kreml i jego analityków. Powstanie trzech jest dla niego nie do zaakceptowania.

Wezwał więc obie strony konfliktu do Moskwy, żeby ruszyć proces pokojowy i nacisnąć Azerbejdżan, by nie był tak spolegliwy wobec tureckich sojuszników. Rozmowy w Moskwie pokazały, że sprawa osiągnięcia trwałego pokoju na Zakaukaziu nie będzie łatwa.

Wojna na Zakaukaziu skończyła się, ale do trwałego pokoju jest jeszcze bardzo daleko. Nienawiść, która dzieli oba narody, czyli Azerów i Ormian, jest tak duża, że doprowadzenie do wyeliminowania między nimi napięcia czy chociażby jego złagodzenia będzie trwało jeszcze latami.

REKLAMA

Ormianie nie zapomnieli pogromów i rzezi, jakie Azerowie urządzili Ormianom w momencie rozpadu ZSRR. Azerowie nie mogą zaś wciąż zapomnieć Ormianom pierwszej wojny o Górski Karabach, w której ponieśli druzgocącą klęskę. Obecnie chcą odwetu, którego interwencja Rosji ich pozbawiła.

Ormianie – zwłaszcza ci, którzy popierają jeszcze premiera Nikola Paszyniana – zaczynają przebąkiwać, że Rosja ich zdradziła. Chcieliby oni, by Moskwa wystąpiła zbrojnie po ich stronie, zmuszając Azerbejdżan do ustąpienia. Ten zaś sięgnął znów po turecki straszak. W azerskiej prasie zaczęły się pojawiać doniesienia, że na jego terytorium mają powstać dwie, a nawet trzy tureckie bazy wojskowe. Baku oficjalnie zdementowało te informacje, ale wywiad poinformował, że na wojskowych lotniskach Azerbejdżanu lądują tureckie samoloty transportowe przewożące sprzęt. Eksperci od razu uznali, że te intensywne loty transportowców mogą oznaczać przygotowanie do tworzenia tureckich baz.

Wezwanie do Moskwy

Putin, nie chcąc utracić inicjatywy i pozycji głównego arbitra, „zaprosił” przywódców Azerbejdżanu i Armenii na bezpośrednie rozmowy pokojowe na Kremlu. Doprowadzenie do nich nie było łatwe. Premier Nikol Paszynian nie chciał przyjechać do Moskwy, by spotkać się z prezydentem Alhamem Ilijewem. Ma do niego osobisty uraz.

Ten bowiem w swoich wypowiedziach nie ukrywał dla niego pogardy. Ostatecznie jednak przyjechał do Moskwy i spotkał się z Alijewem. Pośrednikiem rozmów między nimi był sam Putin. Wcześniej jednak obaj kordialnie się z nim przywitali, całując w policzek, demonstrując, że obaj są traktowani przez rosyjskiego prezydenta jako przyjaciele. Sami sobie jednak rąk nie podali, co świadczy, że obie strony dzieli jeszcze bardzo wiele. Obaj, przystępując do rozmów, mieli inne intencje.

Alijew chciał umocnić pozycję Azerbejdżanu, a Paszynian poruszyć sprawę poszukiwania osób zaginionych, które w toku wojny przepadły bez wieści i z dużym prawdopodobieństwem zostały zamordowane przez Azerów. Dla Alijewa ze zrozumiałych względów temat ten nie mógł być miły. Przystąpił on do rozmów, przypominając, że Baku nie zgadza się na żaden specjalny status Górskiego Karabachu i że stanowi on integralną część Azerbejdżanu. Zaczął też domagać się rozwiązania sił zbrojnych zbuntowanej republiki i oddanie Baku pełnej kontroli nad wszystkimi liniami transportowymi biegnącymi przez Karabach.

Kuć żelazo, póki gorące

Alijew chce kuć żelazo, póki gorące i przejąć jak najszybciej kontrolę nad Górskim Karabachem. Doskonale wie, że Ormianie w nim mieszkający liczą, że uda im się pod rosyjskim parasolem dalej żyć jako de facto w niepodległym państwie. Zgodził się, by rosyjscy mirotworcy stacjonowali w Górskim Karabachu pięć lat. Alijew zdaje też sobie sprawę, że Ormianie szukają sojuszników na całym świecie i liczą, że ci wywrą presję na Azerbejdżan, by ten w końcu pogodził się z niepodległością Górskiego Karabachu.

Pierwszy krok został zresztą w tej sprawie zrobiony. Senat Francji opowiedział się za uznaniem przez Paryż niepodległości Górskiego Karabachu. Dla Baku takie gesty to kamień obrazy, a dla Erywania potwierdzenie, że strategia „kropla drąży skałę” może przynieść sukces.

Rozmowy za pośrednictwem Putina trwały cztery godziny. W ich trakcie wypracowano porozumienie, które mimo poważnych różnic dzielących obie strony, posunęły jednak sprawę pokoju na Zakaukaziu do przodu. Obie strony zgodziły się na rozlokowanie linii komunikacyjnych wiodących przez oba państwa. Azerbejdżan uzyska połączenie z Nachiczewaniem i Turcją przez terytorium Armenii, a ta ostatnia – połączenia z Turcją przez Nachiczewań oraz z Rosją i Iranem przez terytorium Azerbejdżanu. Rosja będzie zaś miała skomunikowanie z Armenią i Turcją przez terytorium Azerbejdżanu. Infrastruktura drogowa i kolejowa ma zostać też rozbudowana do odpowiedniego poziomu. Propozycje w tej sprawie ma wypracować komisja wicepremierów Rosji, Azerbejdżanu i Armenii. Jej pierwsze posiedzenie ma się odbyć 30 stycznia.

Ilham Alijew powiedział, że „planuje stworzenie w Górskim Karabachu kolejowej infrastruktury, która zmieni transportową konfigurację całego Kaukazu”. Chce on zbudować nową magistralę kolejową, która połączy Baku przez Armenię z Nachiczewaniem i Turcją. Będą po niej szły wszystkie transporty z Chin i Azji Środkowej do Europy, pomijając Gruzję i Iran. Dla Armenii magistrala ta też będzie korzystna. Oprócz renty tranzytowej uzyska możliwości komunikacyjne ze wszystkimi swoimi partnerami, a także wyjście na nowe rynki. Bezpośrednia współpraca gospodarcza między Baku a Erywaniem sprawi też, że stosunki między oboma państwami będą budowane na twardszej podstawie.

Antoni Mak

Tygodnik Najwyższy Czas okładka.

REKLAMA