
Angela Merkel może utracić stanowisko kanclerza, a Niemcy przeprowadzą kolejne wybory parlamentarne . Minął już zapowiadany termin powołania nowego rządu, a potencjalni koalicjanci wciąż nie doszli do porozumienia.
17 listopada minęła ustalona data zakończenia rozmów i powołania nowego rządu przez szykującą się do władzy kolację CDU, Zielonych i liberałów z FDP. W niedzielę 19 listopada upływa kolejna. Nie były to terminy konstytucyjne, ale negocjacje trwają już blisko 2 miesiące i doprowadziły do poważnego kryzysu politycznego w Niemczech.
Stary rząd w koalicji CDU/CSU z socjalistami z SPD już praktycznie nie działa, a nowego wciąż na horyzoncie nie widać. W Niemczech może więc dojść do przyspieszonych wyborów, a Merkel może utracić wpływy w partii i stanowisko kanclerza.
Negocjacje nie posuwają się naprzód bo wśród ugrupowań, które mają utworzyć 'jamajską” koalicję – nazwa od partyjnych barw, są wielkie różnice zdań co do kluczowych kwestii. Zieloni chcą m.in określenia daty wycofania z terenów Niemiec wszystkich pocisków nuklearnych, które znajdują się na terenie amerykańskich baz.
Ponadto domagają się też ustalenia terminu zamknięcia wszystkich elektrowni na paliwa kopalne. To zdaniem CDU i FDP doprowadziłoby do ruiny niemiecką energetykę. Zieloni nie chcą ustąpić, bo walka z 'globalnym ociepleniem’ , to esencja ich politycznych wizji.
Zieloni nie chcą zgodzić się też na bardziej restrykcyjną politykę imigracyjną. CDU chciałaby ograniczyć liczbę przyjmowanych rocznie imigrantów do i tak bardzo wysokiego poziomu 200 tys. Ponadto azylanci nie mieliby już możliwości łatwego sprowadzania swych rodzin.
Z kolei FDP chce znacznych cięć podatkowych. Minimum na jakie się zgadza to zniesienie podatku „solidarnościowego”, który został wprowadzony w 1990 roku po zjednoczeniu Niemiec. Wpływy z tej daniny są przeznaczane na rozwój wschodnich Niemiec – opóźnionych gospodarczo pod względem zachodnich.
Prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier studzi obawy mówiąc, iż w czasie negocjacji wszyscy licytują wysoko, ale jednocześnie przyznaje, że ta sytuacja nie ma precedensu w powojennej historii Bundesrepubliki. Nie wyklucza też konieczności przeprowadzenia ponownych wyborów, choć jak twierdzi: „nie ma co panikować”.
Zobacz też: Widmo nowych wyborów w Niemczech? Prezydent Steinmeier: „Nie grajcie na przyśpieszone wybory”
Cała sytuacja jest rezultatem dość kiepskich wyników wyborczych CDU i bardzo słabych dotychczasowego koalicjanta SPD. Alternatywa dla Niemiec, która uchodzi za ugrupowanie „trędowatych”, i z którą żadna inna partia nie chce wchodzić w sojusze zajęła w wyborach 3 miejsce.
Merkel została więc zmuszona szukać partnerów na zapleczu sceny politycznej i zwrócić się o poparcie do partii , które zajęły 4 i 5 miejsce. SPD pod przywództwem Schulza do koalicji nie wróci.
Koalicja CDU, Zieloni i FPD byłaby bardzo egzotyczna i to nie ze względu na swą nazwę – „jamajska”. Musiałaby pogodzić skrajnych lewaków z umiarkowanymi liberałami i CDU, które co prawda jest chrześcijańską demokracją jest już tylko z nazwy, ale musi brać pod uwagę swą znacznie bardziej konserwatywną „siostrę bliźniaczkę” – bawarską CSU. Bez Bawarczyków para CDU/CSU przestanie istnieć.
Jedynym co tak naprawdę spaja te ugrupowania jest niechęć do antyimigranckiej Alternatywy i strach przed przedterminowymi wyborami. Nie tylko posypałby się obraz niemieckiej stabilnej demokracji, ale po nowych wyborach AfD stałaby się jeszcze silniejsza. Zwłaszcza, że problemy związane z imigrantami wciąż narastają.