
Na cztery miesiące przed wyborami w Niemczech rozgorzała dyskusja nad językiem genderowym czyli neutralnym płciowo. Jak się okazało tamtejsze społeczeństwo chce zakazania używania lewackich form. Tak wynika z sondażu przeprowadzonego przez „Der Spiegel”.
Pomysł walki z językiem neutralnym płciowo rzucił polityk CDU Christoph Ploß, szef centroprawicowej CDU w Hamburgu. Okazało się, że idealnie trafił w nastroje społeczne.
Wedle sondażu lewicowo-liberalnego tygodnika „Der Spiegel” aż 53 proc. Niemców chce zakazania genderyzacji języka. Szlaban dla lewackich zwyczajów w pisowni miałby dotyczyć szkół, instytucji państwowych i urzędowej korespondencji. Przeciwko takiemu rozwiązaniu jest 38 proc. Niemców.
Język niemiecki został zaatakowany przez środowiska lewicowe dobre 10 lat temu. Od kilku miesięcy powoli toczyła się wznowiona dyskusja w tym temacie. Do wszystkiego przyczyniła się pandemia, bo to ona pozostawała na pierwszym planie. W końcu temat na dobre rozgorzał za sprawą wspomnianego Ploßa.
„Oczekuję od urzędników, pracowników oświaty i docentów czegoś więcej niż arbitralnych zmian norm i reguł” – mówił polityk. Jak dodał, nie chodzi jednak tylko o to, że „z powodów ideologicznych” tworzy się formy „gramatycznie błędne i sztuczne”. Przekonywał, że takie działania są społecznie niebezpieczne.
Początkowo jego stanowisko spotkało się z ostrą krytyką, ale wyniki sondażu pokazały, że bardzo dobrze wyczuł nastroje społeczne, a Niemcy są dużo mniej przesiąknięci lewactwem niż ich politycy.
Źródła: NCzas.com, rp.pl