Berlin wzywa UE do usunięcia możliwości weta państw członkowskich. Postulat taki wprost wygłosił Heiko Maas, minister spraw zagranicznych Niemiec 7 czerwca.
Argumentował, że Europa nie może być już „zakładnikiem” w swoich zdolnościach do działania. Dodał, że jest przekonany, że takie rozwiązanie zostanie przez Brukselę szybko znalezione. Tylko kto wtedy będzie prawdziwym „zakładnikiem” i kogo?
„Nie możemy już dłużej pozwalać, byśmy byli zakładnikami tych, którzy swoim wetem paraliżują europejską politykę zagraniczną. Ci, którzy tak postępują, igrają w dłuższej lub krótszej perspektywie ze spójnością Europy. Mówię więc otwarcie: weto musi zniknąć, nawet jeśli oznacza to, że możemy zostać przegłosowani” – mówił MSZ na konferencji prasowej w Berlinie.
Przepisy Unii Europejskiej przewidują, że niektóre decyzje, w szczególności w sprawach podatkowych lub w sprawach polityki zagranicznej, wymagają jednomyślności państw członkowskich. Berlin chciałby ten mechanizm zlikwidować na rzecz zwykłej większości głosów.
Jego zdaniem trzeba „poczynić dalsze postępy w zakresie zdolności Europy do działania w zakresie polityki zagranicznej”. Media wskazują jako adresata tego postulatu np. Węgry. Budapeszt kilka razy blokował działania wobec Chin, ale też ostatnio wobec Izraela.
Francuskie „Le Figaro” pisze wprost, że „Polska i Węgry, regularnie oskarżane przez Brukselę za swoje podważanie wartości demokratycznych, sprzeciwiały się również w listopadzie przyjęciu wieloletniego budżetu UE i europejskiego planu naprawy, który ma pomóc państwom członkowskim w radzeniu sobie z pandemią”.
Zdaniem niemieckiego ministra powrót do zasady większości podczas głosowania państw członkowskich pozwoli na uniknięcie groźby „Europy dwóch prędkości”. Może powinno się tej niemieckiej „wyścigówce” pozwolić odjechać?
Źródło: AFP/ LE Figaro