
Luzowanie obostrzeń w gastronomii jest spóźnione i za małe – powiedział sekretarz generalny Izby Gospodarczej Gastronomii Polski, Sławomir Grzyb. Dodał, że wiele lokali podczas wakacji nie będzie w stanie odrobić strat wynikających z długotrwałego lockdownu. Co więcej jest też masa lokali, które już zostały zamknięte, a do końca roku ich liczba prawdopodobnie się podwoi. Tymczasem minister Adam Niedzielski opowiada w mediach bajki o tym co uratowało gastronomię. Krótki spacer po ulubionych lokalach zweryfikuje jednak wszystko.
Spóźnione i za małe luzowanie obostrzeń
Szef IGGP odniósł się w ten sposób do zapowiedzianego przez premiera Mateusza Morawieckiego kolejnego etapu luzowania obostrzeń wprowadzonych jesienią ub.r. w związku z pandemią koronawirusa. Premier wskazał, że od 26 czerwca lokale gastronomiczne będą mogły zwiększyć obłożenie z 50 proc. obowiązującego obecnie do 75 proc. Zaznaczył też, że do limitów nie będą wliczane osoby zaszczepione.
„Każde zniesienie ograniczeń dla branży jest dobre, ale zapowiedziane luzowanie jest spóźnione i za małe” – powiedział Grzyb, zaznaczając, że „wakacyjne otwarcie lokali powinno być na 100 proc”. Poza tym – jak zauważył – i tak nie uratuje ono wielu przedsiębiorstw z branży przez upadkiem.
Zdaniem sekretarza generalnego IGGP na likwidację narażone są zwłaszcza lokale w średnich miastach nieturystycznych, gdzie na zwiększenie ruchu w wakacje nie bardzo można liczyć, a liczba tzw. klientów lokalnych zmniejszyła się ze względu na obawy przez wirusem. „Wiele osób nadal boi się zakażenia i nie chodzi do lokali, albo zmieniło swoje nawyki kulinarne” – zaznaczył.
Gastronomia w Polsce upada
Grzyb powiedział, że do tej pory z 76 tys. restauracji i barów działających przed pandemią zlikwidowało się ok. 15 proc, a do końca roku może zniknąć kolejne 15 proc. Wskazał, że główną przyczyną problemów jest niewystarczająca pomoc albo jej całkowity brak, a także coraz większe problemy z pozyskaniem i opłaceniem pracowników.
„IGGP składa w końcu czerwca pozew zbiorowy gastronomów przeciw Skarbowi Państwa o odszkodowania za bezprawne zamknięcie działalności przez 9 miesięcy” – zapowiedział. Wskazał, że przedsiębiorcy wnioskują o różne kwoty odszkodowania: najmniejsze opiewają na sumę rzędu 10 tys. zł, największe oscylują w granicach 12 mln zł.
Powrót do normalności będzie trwał latami
Zdaniem szefa IGGP, pozostawiając przedsiębiorców bez pomocy, państwo wymusza szarą strefę. „Aby temu zapobiec, rząd mógłby wprowadzić na okres 2-3 lat zwolnienie gastronomii z opłat na ZUS od wynagrodzeń pracowników. Tyle bowiem może zająć powrót do sytuacji sprzed pandemii w tym sektorze. Ale rząd musi chcieć, a najwidoczniej nie chce pomóc” – wskazał.
Z danych PFR wynika, że dofinansowanie z tarczy PFR 2.0 otrzymało 15,5 tys. firm na 76 tys. lokali gastronomicznych. „To najlepiej obrazuje skalę pomocy, a właściwie jej brak” – ocenił Grzyb.
Dodał, że wsparcie otrzymywały jedynie lokale, które zatrudniały w oparciu o umowę o pracę. „Liczby te dają więc obraz, jak bardzo duża część osób pracuje na zleceniu i jak bardzo nieżyciowe warunki opodatkowania pracy obowiązują w Polsce” – ocenił szef IGGP.
Zaznaczył też, że zamiast zmniejszyć obciążenia pracy, rząd zapowiedział likwidację umowy zlecenia, czyli jeszcze zwiększa obciążenia dla gastronomów.
Niedzielski i jego baki o tym jak to gastronomia przetrwała
W czwartek minister zdrowia Adam Niedzielski był gościem w porannej rozmowie w RMF FM. Tam opowiadał o tym jak to gastronomia w Polsce przetrwała lockdown. Szkoda, że nie zdecydował się na spacer po Warszawie, bo wtedy zrozumiałby jak brzemienne w skutkach są podjęte przez niego i jego kolegów z rządu decyzje dotyczące tzw. walki z pandemią.
Przechadzkę po stolicy zafundowała sobie za to dziennikarka portalu wawalove.pl. I co? „To w centrum stolicy, na Chmielnej, na Nowym Świecie, na Krakowskim Przedmieściu widać najlepiej postpandemiczny obraz gastronomii. Wystarczy się przespacerować. Do wynajęcia są lokale w doskonałej lokalizacji. Bo przecież warszawski Nowy Świat to ulica niezwykła: miejsce, gdzie możesz minąć celebrytę, ludzi kultury i sztuki. Do lokalnych knajp prą turyści, a miejscowi, nieco kręcąc nosem na obcych, i tak lubią umówić się na biznesowe lub towarzyskie spotkanie na 'Nowiku’, choć tu najdrożej” – czytamy.
Witryny wielu lokali powyklejane są ogłoszeniami z ofertą wynajmu. Poprzedni najemcy musieli sobie odpuścić biznes i pogodzić się ze stratą dorobku, niejednokrotnie całego życia.
Pan minister będzie natomiast opowiadał w mediach jak to on, cały rząd i ich tarcza uratowały gastronomię. Nie, nie uratowały, działania rządu wiele biznesów bez mrugnięcia okiem unicestwiły.
Źródła: NCzas.com, RMF FM, WP.pl, PAP, wawalove.pl