O wielkim szczęściu, a nawet cudzie mogą mówić uczestnicy wycieczki do sanktuarium Matki Boskiej Kodeńskiej – Królowej Podlasia. Podczas jazdy kierowca autokaru nagle zmarł.
Zanim uczestnicy zorientowali się, że nikt nie panuje nad pojazdem, było już za późno. Samochód wylądował w rowie. Na szczęście w wyniku zdarzenia nikt nie ucierpiał.
Andrzej W. wiózł autokarem 40 dzieci. Był trzeźwy, przed wyjazdem nie skarżył się na żadne dolegliwości. Około godziny 8 rano za Miastkiem Kościelnym w woj. mazowieckim, nagle zmarł w trakcie jazdy.
Autokar zaczął zjeżdżać w lewą stronę, na szczęście z naprzeciwka nie jechał żaden pojazd. Nieprowadzony przez nikogo samochód zjechał do rowu. Cudem w wyniku kolizji nikt nie ucierpiał.
Zobacz: Sejm uchwalił potrzebną ustawę. W końcu jakaś dobra zmiana. „To napastnik ma się bać”
Na miejscu błyskawicznie pojawiły się służby. Zaczęli też zjeżdżać się rodzice dzieci. To cud, że nie jechała w tym czasie z naprzeciwka żadna ciężarówka. Doszłoby do wielkiej tragedii i mogło być wiele ofiar – mówił dla „Super Expressu” ojciec jednego z dzieci.
Ze wstępnych ustaleń wynika, że prawdopodobną przyczyną śmierci kierowcy był zawał serca.
Źródło: se.pl