
Krzysztof Szczawiński odniósł się do półtoraprocentowego wzrostu zakażeń z tygodnia na tydzień, który odnotowano 16 lipca. Wskazał, że wcześniej przez 15 tygodni z rzędu liczba ta spadała średnio o przeszło 30 proc.
„Dziś po raz pierwszy od 15 tygodni średnia wykrytych zakażeń urosła z tygodnia na tydzień: z 81 na 82 – o półtora procenta.
Wcześniej, przez 15 tygodni pod rząd ta liczba spadała, średnio o ponad 30% tygodniowo, w sumie o 99,7%, z okolic 30 tys. do poniżej 100…” – pisał Krzysztof Szczawiński.
Jak podkreślił, dane można porównać na załączonym przez niego wykresie.
Zdaniem autora modelu nabywania odporności zbiorowej, istotne jest to, w jaki sposób będziemy o wzrostach zakażeń informowani przez władze.
„I teraz warto porównać jak będziemy o tym informowani przez tych wszystkich ministrów – z jednej strony ogromny, ciągły spadek, liczba podzielona przez ponad 300, a z drugiej nieznacząca fluktuacja liczby, która się ustabilizowała na bardzo niskim poziomie – zobaczmy czy nie będziemy o tym drugim informowani intensywniej niż o tym pierwszym… I czy nie z pewną formą satysfakcji i podniecenia, że znowu będą mogli nam wprowadzać nowe zakazy i dalej zatruwać życie…” – wskazał.
Jak wyjaśnił, na razie mamy do czynienia z „nieznaczącą statystycznie fluktuacją na poziomie, poniżej którego ta liczba nie za bardzo może dalej spaść, szczególnie utrzymując tak masowe testowanie”.
„Od dawna piszę, że pojedyncze zakażenia zawsze będą się pojawiać i spodziewałem się nawet, że ustabilizują się na poziomie wyższym niż obecny… A na jesieni będzie ich bez wątpienia jeszcze więcej…” – dodał.
Jak podkreślił Szczawiński, jest to efekt naturalnego uzupełniania się „powoli wykruszającej się odporności, no i z zakażeń przywożonych spoza Polski, gdzie epidemia jeszcze nie wygasła”. Dodał również, że utrzymująca się obecnie tak niska liczba zakażeń jest dowodem na to, że odporność nabyta naturalnie jest „trwalsza niż się można było spodziewać”.
„Ale powtórzę: zasadniczy jest tu fakt, że te zakażenia nie roznoszą się już w sposób epidemiczny, czyli nie ma nigdzie znaczącego wzrostu wykładniczego prowadzącego do konsekwencji na skalę całej populacji, co jako jedyne mogło być jakimś uzasadnieniem dla ograniczeń wprowadzanych przez władzę centralną… (pomijając już to, że były one wprowadzane wedle błędnej logiki i braku zrozumienia)” – zaznaczył Szczawiński.
Naukowiec odniósł się też do sytuacji w Wielkiej Brytanii, która – pomimo wzrostu zakażeń – znosi prawie wszystkie koronarestrykcje.
Anglicy zrozumieli
„Anglia znosi obecnie niemal wszystkie restrykcje, bo zauważyli w końcu to co było jasne od marca zeszłego roku: «Nigdy nie będzie idealnego czasu na podjęcie tego kroku, ponieważ po prostu nie możemy wyeliminować tego wirusa» – powiedział brytyjski minister zdrowia Sajid Javid. Lepiej późno niż wcale, a robią to pomimo tego, że mają obecnie znaczące wzrosty liczby zakażeń – widać tu, że nasza naturalnie nabyta odporność działa znacznie lepiej niż ich, nabyta sztucznie…” – podsumował Szczawiński.