
21-latka zmarła w Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Lublinie. Osierociła 3-letniego synka. W sprawie pojawia się wiele nieścisłości. O ostatnich chwilach życia kobiety rodzina więcej dowiedziała się z relacji medialnych od świadków, niż od personelu szpitala. Oskarża szpital o nieudzielenie pomocy oraz kłamstwo.
Dramatyczne chwile wydarzyły się dwa tygodnie temu. Mąż opisuje, że po jednym ze wspólnych wyjazdów, na którym pojawił się alkohol, żona źle się czuła.
Postanowili, że pojadą do Szpitala Neuropsychiatrycznego w Lublinie na detoksykację. Około godziny 10 zjawili się w placówce.
Po około sześciu godzinach 21-latka została przyjęta w znajdującej się w szpitalu przychodni. Tam stwierdzono, że oprócz detoksykacji konieczne jest także leczenie psychiatryczne.
Mąż przekonuje, że od lekarki z przychodni usłyszał, by najpierw pójść na oddział Leczenia Alkoholowych Zespołów Abstynencyjnych dowiedzieć się, jak ma wyglądać leczenie. Żona wykonała test na COVID-19 i dmuchnęła w alkomat. Była trzeźwa.
Zamiast spodziewanej informacji o sposobach leczenia od razu rozpoczęła się procedura przyjmowania do szpitala. Zakazano posiadania ze sobą telefonu komórkowego. W tym momencie małżeństwo widziało się po raz ostatni.
O tym, co działo się później, mąż dowiedział się z relacji „Dziennika Wschodniego”, do którego zgłosili się świadkowie. Twierdzą, że traktowanie 21-latki – delikatnie mówiąc – dalekie było od ideału.
Została przypięta pasami do łóżka, a od lekarza miała usłyszeć: „Poleżysz sobie troszkę w pasach, to się uspokoisz”.
Kobieta miała krzyczeć, prosić o wizytę ojca. Wszystko działo się w sobotę.
Zapięta w pasach leżała do niedzielnego poranka. Wówczas odkryto, że doszło do zatrzymania akcji serca.
Szpital twierdzi, że wykonano natychmiast reanimację, która przyniosła pozytywny efekt. 21-latkę zabrano na oddział intensywnej opieki, a tam ponownie miało dojść do zatrzymania pracy serca. Wtedy dziewczyna zmarła.
Dyrektor szpitala przekonuje, że zapięcie kobiety w pasy było uzasadnione. Na pytanie, dlaczego na kilkanaście godzin pozostawiono ją unieruchomioną odpowiada, że nie ma w procedurach podanego czasu zastosowania tej metody. Zapewnia, że co 15 minut ktoś z personelu do dziewczyny zaglądał i sprawdzał jej stan zdrowia.
Świadek uważa natomiast, że o żadnych wizytach co 15 minut nie ma mowy. W rozmowie z „Dziennikiem Wschodnim” relacjonuje, że niedzielny poranek spędził w palarni i jej okolicach. Ani razu nie zauważył, by ktoś z personelu dziewczynę odwiedził. Co więcej, wskazuje, że na sali leżała sama, co raczej nie jest standardem w takich sytuacjach.
Czy szpital kłamał twierdząc, że kobieta miała należytą opiekę i wizyty co 15 minut? Na razie mamy słowo przeciwko słowu.
„Dziennik Wschodni” przyłapał natomiast dyrektora szpitala na kłamstwie w innej kwestii. Twierdzi on, że kobieta została przywieziona do szpitala już w złym stanie karetką. W rzeczywistości natomiast 21-latkę do szpitala przywiózł mąż.
Gdy mąż dowiedział się o tragedii, wraz z matką udał się niezwłocznie do szpitala. Tam zażądali wyjaśnień. Wyszły do nich tylko pielęgniarki i poinformowały, że dyżurująca doktor nie może rozmawiać.
– W dokumentach wpisano, że powodem było zatrzymanie krążenia i akcji serca. Ale jak to możliwe, że dziecko leży, przez tyle godzin zapięte, nie ma ruchu, jest osłabione. Prosiła o pomoc, prosiła żeby zadzwonić do taty. Prosiła, żeby ją wypuścić, bo nie chciała tam być. Dla mnie szpital to nie jest więzienie. A potraktowano ją gorzej jak jakiegoś skazańca, bo dziewczynie odebrano wszelkie prawa – dziwi się teściowa zmarłej.
Wskazuje, że gdyby świadek nie zgłosił się do mediów, nigdy nie dowiedzieliby się, jak zmarła 21-latka. O ostatnich chwilach jej życia dowiedzieli się z relacji prasowej.
– Gdyby ten człowiek w artykule o wszystkim nie powiedział, to do dziś bym nie wiedziała dlaczego to dziecko tak wygląda. Myśmy na sali pożegnalnej patrzyli zdumieni na sińce na nogach, przetarcia na nadgarstkach. Proszę mu podziękować za to, że się do was zgłosił – mówi teściowa 21-latki.
Sprawą śmierci 21-latki zajmuje się prokuratura. Śledztwo prowadzone jest ws. nieumyślnego spowodowania śmierci.
Źródło: Dziennik Wschodni